Start nastąpił, jednak trzy minuty potem miał się oddzielić od całej rakiety pierwszy jej stopień, tzw. booster Super Heavy (rakieta nośna). Odłączenie nie nastąpiło i całość zaczęła dziwnie się obracać, aż w końcu cała rakieta kilka razy przekoziołkowała. Po kolejnych minutach eksplodowała. Prawdopodobnie eksplozja została wywołana z centrum dowodzenia z przyczyn bezpieczeństwa. Poza tym na filmach widać, że pięć z 33 silników Raptor boostera nie pracuje. Przypomnijmy, że to nie pierwsze problemy z rakietą. Było już co najmniej pięć nieudanych testów naziemnych różnych prototypów rakiety Starship, bliskich wzniesień i lądowań zarówno samego boostera Super Heavy, jak i drugiego stopnia, czyli właściwego Starship.
Czytaj także: Na Księżycu jest niebezpiecznie. Jest sens tam latać?
Nie tak szybko, Elonie Musku
Zresztą firma SpaceX musiała się też wcześniej mierzyć z innymi porażkami i katastrofami, jak to było m.in. w przypadku rakiety Falcon 9. To jednak nie zraża jej właściciela Elona Muska, który przez ostatnie lata wyrósł na pierwszego prywatnego pioniera i wizjonera zaawansowanych misji kosmicznych: na Księżyc, na Marsa i jeszcze dalej, choćby do księżyców Jowisza czy Saturna. Przypomnijmy też, że SpaceX ściśle współpracuje z NASA, a Starship ma odegrać ważną rolę we flagowym projekcie Agencji: misji Artemis, czyli powrotu człowieka na Księżyc. Od kilku tygodni zewsząd dało się słyszeć słowa podziwu, a nawet zachwytu, jakie to ogromne możliwości będzie miał Starship, ile ton (150 albo nawet 200) będzie mógł wynieść na orbitę, ilu ludzi na pokładzie (też ponad setkę), jak bardzo zmieni to i obniży koszt i bezzałogowych, i załogowych misji kosmicznych. O bazach na Księżycu i Marsie, do których rakiety Starship będą startować jak dzisiaj samoloty z kontynentu na kontynent. O wręcz masowej turystyce kosmicznej. Musk mówił nawet o tym, że już za kilka lat będą mogły startować trzy rakiety dziennie. Gdyby rzeczywiście tak się stało, Starship przewiózłby w ciągu jednego roku w kosmos więcej ludzi i materiałów niż wszystkie rakiety w dotychczasowej historii lotów kosmicznych razem wzięte.
Czytaj także: Powrót na Srebrny Glob
Mniejszy może więcej
Niestety, nie tak szybko. Problem polega na tym, że kosmos jest środowiskiem bardzo niedostępnym, a wręcz niebezpiecznym. Starty i loty wszystkich rakiet bez wyjątku są obarczone ogromnym ryzykiem awarii lub katastrofy, ponieważ są to urządzenia niezwykle skomplikowane. Najmniejszy błąd może prowadzić do wybuchu i unicestwienia wszystkiego. Mało tego, teoretycznie rzecz biorąc, moglibyśmy budować jeszcze większe rakiety z jeszcze potężniejszymi silnikami, a wtedy dałoby się wynosić w kosmos jeszcze większe tonaże i jeszcze większe grupy astronautów czy turystów kosmicznych. Chodzi jednak o to, że im większy i cięższy obiekt mamy w kosmos wysłać, tym musi on być bardziej skomplikowany, a przez to staje się też trudniejszy w eksploatacji, mniej pewny i bezpieczny. Łatwiej o błąd. Przyszłości wypraw w kosmos nie wyznaczą coraz większe konstrukcje. Odwrotnie – mniejsze, ale bardziej zaawansowane, chociażby wyposażone w nowe rodzaje napędów kosmicznych, a nie w tradycyjny napęd chemiczny, jaki wykorzystują wszystkie rakiety SpaceX.
Na Marsa później niż pojutrze
Specjaliści firmy Muska zdawali sobie sprawę, że pierwszego lotu testowego na orbitę nie przetrwa raczej ani rakieta nośna (Super Heavy), ani sam Starship. Przed startem zapowiadali, że nie zrażą się nieudaną próbą, że wyciągną wnioski z testowego lotu, a potem przeprowadzą następne. Cóż, tak pewnie będzie. Natomiast sam Elon Musk ostatnio ostudził nieco swoje apetyty kosmiczne i zatweetował, że ludzie dotrą na Marsa w najlepszym razie dopiero za jakieś 20 lat. Choć jeszcze niedawno nawoływał, by lecieć na Marsa już – jutro, a najpóźniej pojutrze.
Czytaj także: Kosmizm. Łączy Muska, Putina i twórców Google