W polskiej nauce też mamy stajnię Augiasza. Skutki są poważne, a nas o zdanie nikt nie pyta
W 2004 r. brałem udział w międzynarodowym spotkaniu, zorganizowanym w Paryżu przez UNESCO, na temat nauczania filozofii w szkołach i na uczelniach europejskich. Uczestnicy przedstawiali się, mówiąc, gdzie studiowali i jacy wielcy uczeni kończyli ich uczelnie. Z niejaką zazdrością słuchałem niektórych autoprezentacji, np. z Cambridge. Gdy przyszło do mnie, powiedziałem: „Mój uniwersytet miał jednego studenta, który stał się naprawdę wielkim światowym uczonym, mianowicie Mikołaja Kopernika”. Prowadząca dyskusję profesorka z College de France powiedziała wtedy: „To całkowicie wystarczy”.
W 2011 r. w Nancy odbył się 14. Międzynarodowy Kongres Logiki, Metodologii i Filozofii Nauki. To miasto Stanisława Leszczyńskiego, więc zaproponowałem odczyt o nim jako filozofie. Zacząłem tak: „Były trzy wielkie polskie Marie w historii Francji, mianowicie Maria Leszczyńska, żona Ludwika XV, zwana matką Francji, Maria Walewska, kochanka Napoleona, i madame Curie”. Po odczycie podeszła do mnie ta sama osoba, która prowadziła dyskusję w Paryżu, notabene specjalistka od historii nauk przyrodniczych, i powiedziała: „Nie wiedziałam, że madame Curie była Polką”.
To bardzo dobrze, że Kopernik funkcjonuje w światowej świadomości historycznej jako wielki polski uczony, natomiast nieco deprymujące jest to, że polskie pochodzenie Marii Curie-Skłodowskiej, którego nigdy nie ukrywała, jest nieznane nawet osobom, które profesjonalnie zajmują się historią przyrodoznawstwa. Żeby było jasne: gdyby panna Skłodowska nie wyjechała do Francji, tam nie studiowała itd., nie zostałaby jedną z najwybitniejszych kobiet w historii nauki (pierwsza „kobieca” Nagroda Nobla, pierwsza „kobieca” powtórzona Nagroda Nobla, pierwsza kobieta na profesorskim stanowisku w Sorbonie, pierwsza kobieta doctor honoris causa i pierwsza kobieta pochowana w paryskim Panteonie).