W 1997 r. mieliśmy powódź tysiąclecia, która zalała niemal cały Wrocław i wiele obszarów Dolnego Śląska. W 2010 – podobna wielka powódź w tym samym rejonie. Teraz znowu. Jednak ludziom wciąż trzeba wyjaśniać i edukować ich, żeby w końcu zrozumieli, że będzie tak już zawsze, i to niemal rok w rok, bo atmosfera ziemska, ziemskie oceany i lądy „odmawiają posłuszeństwa” na całej linii frontu. Z naszej winy. Już nie przezwyciężymy tego procesu, w Polsce też nie.
Ale w Polsce sami mamy sporo grzechów na sumieniu. No właśnie. Powodzie w 1997 r., 2010, 2024. Czy czegoś nas nauczyły, czy coś ważnego zrobiliśmy, żeby przeciwdziałać gigantycznym i nagłym powodziom w zlewniach dużych rzek? Wiosennym, zimowym czy letnim? Nie. Nie zrobiliśmy nic poza budową kilku wałów, zapory Racibórz Dolny i gadania, że wszystko jest pod jakąś tam kontrolą. Otóż nic nie jest pod kontrolą. Zresztą nigdy nie było i już nie będzie. Podobnie jak nie jest pod żadną kontrolą gigantyczna, trwająca od lat wycinka lasów w Polsce.
Czytaj także: Niewielkie górskie potoki zamieniły się w rwące rzeki. Spełnia się czarny scenariusz
Lasy, bagna, rzeki
W 2022 r. pozyskano w Polsce 44 mln m sześc. drewna, rok wcześniej 42 mln, a w 2020 – 40 mln. Czyli wycinamy coraz więcej drzew, także na obszarach górskich i podgórskich. Tymczasem las jest najlepszym magazynem wód. Korzenie drzew i krzewów, gruntowe zagłębienia drzew, ściółka leśna, organizmy biologiczne, próchno drzewne działają jak gąbka, która zatrzymuje wodę i bardzo spowalnia jej odpływ. To fakt naukowy, o którym doskonale wiedzą leśnicy i miłośnicy lasów. Wycinka lasów jest szczególnie niekorzystna w terenach górskich, na których występuje tzw. efekt orograficzny, czyli zmiana parametrów klimatycznych związana z ruchem pionowym powietrza wymuszonym przez przepływ nad górami. Efekt ten wywołuje m.in. wzrost wilgotności powietrza, wzrost zachmurzenia oraz sumy opadów. Góry w sposób naturalny sprzyjają powodziom także poprzez ukształtowanie terenu, po którym woda szybko spływa. Jeśli dodatkowo uszczuplimy ich lasy, o powódź bardzo łatwo. I mamy ją.
Czytaj także: Wycinka do potęgi. Kto zarabia na handlu polskim drewnem?
Podobnie jak lasy działają bagna, mokradła i torfowiska. Ich nadmierne osuszanie jest działaniem całkowicie nieekologicznym i sprzecznym z przyrodniczym i społecznym interesem. One też wydajnie zatrzymują wodę, tymczasem w Polsce osuszamy dużo, żeby pozyskiwać tereny inwestycyjne. A powinniśmy czynić dokładnie odwrotnie – czyli dbać o bagna i mokradła jak o skarb. Kultywować je. Wreszcie same rzeki. Już od dawna doskonale wiadomo, że ich regulowanie i nadmierne obwałowywanie działa bardzo niekorzystnie, zwłaszcza w przypadku dużych powodzi. Nieuregulowana rzeka wylewa niejako naturalnie – to tu, to tam – woda znajduje sobie swobodnie miejsca do wypłynięcia, na całej długości wezbrania. Przez to fala wezbraniowa traci impet, rozpłaszcza się. Tymczasem uregulowana – a w nieco mniejszym stopniu także obwałowana – rzeka wylewa zawsze nagle, z wielką siłą i często na krótkim odcinku. Skutki powodzi są wówczas o wiele bardziej katastrofalne. Niegdyś w Europie Zachodniej uregulowano większość rzek, teraz w wielu miejscach dokonuje się ich deregulacji.
Miasta, betonowe zaproszenie dla burz
No i miasta. Powszechnie są zabetonowywane, utwardzane i izolowane od naturalnego podłoża. Niemal z roku na rok ich zabudowa zagęszcza się. Dodatkowo miasta są wyspami ciepła i stanowią wręcz zaproszenie dla burz. Ich systemy kanalizacyjne i odpływowe były projektowane i budowane zwykle dawno temu i nie są przystosowane do warunków obecnych. Dlatego w większości dużych miast w Polsce wystarczy solidna ulewa, by zalewało ulice i domy. Tak jest niemal każdego roku w wielu miejscach.
Zmiany klimatu zaszły już za daleko
Dzisiaj latem i wczesną jesienią temperatura powierzchniowa wielu obszarów Morza Śródziemnego może przez długi czas osiągać wartość ponad 20 st. C. Ogromna ilość skumulowanej energii uwalnia się przez parowanie, w związku z tym powstają potężne niże niosące wielkie ilości wody. Wraz z cyrkulacją atmosferyczną niże te wędrują na północ. Niosą ulewy. I tak dzieje się coraz częściej. Podobna do obecnej powódź może wystąpić już w przyszłym roku. A to dlatego, że zmienił i wciąż zmienia się klimat ziemski i już niewiele da się z tym zrobić.
Zmarły dwa lata temu James Lovelock, uznawany za założyciela ekologii słynny brytyjski biolog, wynalazca, futurolog i obrońca środowiska, wielokroć na łamach różnych pism w tym bardzo poważnych, naukowych, wypowiadał się na ten temat. Jego zdaniem zmiany poszły tak daleko, że obecnie ludzkość nie jest w stanie żadnymi metodami odwrócić niekorzystnych globalnych tendencji klimatycznych. Ostatni moment, w którym mogliśmy jeszcze zrobić coś, co miałoby jakieś znaczenie, minął i to 40 lub nawet 50 lat temu. Niewiele nam pomoże ani tzw. zrównoważony rozwój, ani eksploatowanie odnawialnych źródeł pozyskiwania energii, ani globalnie stosowany recykling itd. To wszystko na nic i może jedynie poprawiać nam samopoczucie. Póki co, ludność Ziemi rośnie w zastraszającym tempie (obecnie to 8,2 mld istnień).
Gaia przetrwa, my nie
Szacunki demograficzne przewidują, że ok. roku 2040 ludzkość będzie liczyć ponad 9 mld dusz, z tego – zdaniem Lovelocka – blisko 80 proc. do 2100 r. zniknie. To znaczy po prostu – zginie. Ogromne połacie ziemi znajdą się pod wodą, a inne staną się zbyt gorące, by można było je zamieszkiwać i uprawiać. To z kolei spowoduje migracje ludności i konflikty lub nawet wojny o dostęp do wody i żywności. Lovelock jednak nie załamuje rąk. Uważa, że 9 mld wcale nie jest lepsze niż miliard. Albo inaczej - miliard ludzi wcale nie jest gorszy niż 9 mld ludzi. Sama Ziemia, czyli Gaia, przetrwa, ponieważ posiada mechanizmy pozwalające jej skutecznie przystosowywać się do zmian, także tych, które są dziełem człowieka. Poza tym planet typu Ziemia nie mogą zniszczyć nawet najbardziej katastrofalne zmiany klimatyczne. Są w zasadzie niezniszczalne. Jeśli człowiek wymrze, da miejsce innym organizmom, jeśli jakaś część ludzkości przetrwa, zdaniem Lovelocka, też będzie dobrze. „Odkąd ludzie pojawili się na Ziemi – mówił dla czasopisma „The Guardian” 10 lat temu – „nastąpiło bardzo wiele katastrof podobnych do tej, która wkrótce nas czeka. Jestem przekonany, że te wydarzenia oddzielą ziarno od plew. I w końcu na Ziemi pozostaną ludzie, którzy naprawdę będą ją rozumieć i będą żyć z nią w zgodzie. Jestem optymistą. Będzie tak, jak mówię”.
Czytaj więcej: Zemsta Gai
A przecież Ziemia to był kiedyś taki piękny świat. Przepiękny. Nawet jeszcze w XVII czy XVIII w., nie mówiąc już o wiekach wcześniejszych, był to świat przyrodniczo niemal idealny. Kwitnący. Wystarczy spojrzeć na obrazy z tych epok, na ryciny czy przeczytać opisy i relacje podróżników oraz przyrodników. Ale ten świat już się, niestety, skończył.