Nauka

Nawrocki i antyszczepionkowa ignorancja. Niczym Duda – plecie, a pojęcia nie ma

Karol Nawrocki w trakcie swojej kampanii prezydenckiej, 6 lutego 2025 r. Karol Nawrocki w trakcie swojej kampanii prezydenckiej, 6 lutego 2025 r. mat.pr. / X (d. Twitter)
Karol Nawrocki walczy z przymusowymi szczepieniami, choć nie bardzo wie, czym one są. Tymczasem w Teksasie, gdzie podobna retoryka ma się świetnie, zmarło właśnie na odrę niezaszczepione dziecko.

W Polsce, gdzie wolność słowa oznacza dla polityków wolność od odpowiedzialności za wypowiadanie bzdur, kandydat na prezydenta Karol Nawrocki błysnął antyszczepionkową retoryką. Z dumą ogłosił niechęć do przymusu szczepień, idąc w ślady swojego prawdopodobnego idola Donalda Trumpa oraz – co w kontekście rodzimego podwórka ważniejsze – swojego poprzednika, czyli prezydenta Andrzeja Dudy. On również wyrażał sceptycyzm wobec obowiązkowych szczepień, obawiając się niepokojów społecznych.

Tymczasem za oceanem rzeczywistość brutalnie przypomina o konsekwencjach solidaryzowania się z antyszczepionkowcami i puszczania oka w ich stronę (w Polsce, jeśli chodzi o sympatie polityczne, jest to środowisko najsilniej związane z Konfederacją oraz radykalnym skrzydłem PiS). W Teksasie odnotowano wybuch epidemii odry, w wyniku której zmarło niezaszczepione dziecko. Może pan Nawrocki powinien rzucić okiem na tę historię, zanim ogłosi się kolejnym mesjaszem sanitarnej swobody, za cenę przypodobania się konfederatom?

Co naplótł Karol Nawrocki?

Karol Nawrocki stwierdził: „Jestem przeciwko przymusowym szczepieniom dorosłych, ale także dzieci, z wyłączeniem tylko chorób, które są zagrożeniem generalnym dla populacji – i znamy przypadek szczepień na palio i chorobę Heinego-Mediny (…)”.

Żeby w jednym zdaniu zrobić trzy błędy, to wyczyn, który mógłby zawstydzić nawet Andrzeja Dudę – a to już coś, biorąc pod uwagę, że obecny prezydent w kwestii szczepień osiągnął poziom godny memów na TikToku.

Po pierwsze i drugie, nie ma takich chorób jak palio i Heinego-Mediny. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości miał zapewne na myśli jedno schorzenie, w dodatku inaczej wymawiane: Heinego-Medina (opisała je para lekarzy Jakob Heine i Karl O. Medin), potocznie nazywane polio (od łacińskiej nazwy poliomyelitis anterior acuta) – ostre nagminne porażenie dziecięce.

Czytaj także: Dlaczego twórcy szczepionek polio nigdy nie dostali Nobla? Jeden człowiek był przeciw

Po trzecie, w Polsce nie ma przymusu szczepień – są one natomiast obowiązkowe. Chociaż oba określenia niektórzy uznają za tożsame, podczas niedawnej pandemii wielokrotnie wyjaśniano między nimi różnicę. Otóż mimo możliwości zastosowania kar finansowych lub wyciągnięcia innego rodzaju konsekwencji od osób, które nie szczepią dzieci w ramach kalendarza szczepień, nie jest to czynność przymusowa. Mielibyśmy z nią do czynienia, gdyby służby państwowe mogły zatrzymywać niezaszczepionych i pod przymusem wbijać im igłę (taki przymus był w Polsce raz egzekwowany podczas epidemii ospy, latem 1963 r. we Wrocławiu).

Byłoby dobrze, gdyby pan Nawrocki, choć z wykształcenia jest historykiem, posługiwał się właściwą terminologią. Widać, że historia medycyny jest mu dalece obca, ale niech chociaż nie mąci ludziom w głowach i będąc zaskakiwanym z różnych dziedzin przez dziennikarzy, nie stara się odpowiadać na ich pytania tak, jakby znał się na wszystkim. Oczywiście dobrze, że ma pogląd na kwestię szczepień – ale w dobie coraz większego zagrożenia epidemicznego i powrotu licznych chorób zakaźnych w wyniku spadku wyszczepialności powinien odpowiedzialnie zachęcać do tej formy profilaktyki, a nie sugerować, że jest jakiś przymus, z którym będzie walczył.

Czytaj także: Wielkie oszustwo guru antyszczepionkowców

Nawrocki, myląc podstawowe fakty o szczepieniach i sugerując, że przymus to relikt totalitaryzmu – historyk jak malowany, choć najwyraźniej nie słyszał o tym, jak ospa prawdziwa zniknęła z powierzchni ziemi dzięki, no cóż, przymusowi. I dobrze, że szczepień przeciwko polio nie skrytykował, ale w tym samym szeregu jest wiele innych chorób, które też są „zagrożeniem dla populacji” – jak choćby odra, świnka, różyczka. A właśnie odra, która dzięki szczepieniom była już praktycznie wyeliminowana, powraca na świecie w pełnej krasie, zbierając tragiczne żniwo.

Skąd epidemia odry w Teksasie?

Być może warto, aby pan Nawrocki zapoznał się z wczorajszymi doniesieniami z Teksasu, zanim jego antyszczepionkowa retoryka doprowadzi do podobnych tragedii na rodzimym podwórku. Otóż w tym stanie, gdzie wolność też jest świętością, pierwszą ofiarą epidemii, która rozprzestrzeniła się wśród niemal 140 osób, jest niezaszczepione dziecko. W hrabstwie Gaines, gdzie wskaźniki szczepień wśród przedszkolaków spadły do poziomu, który mógłby wzruszyć nawet najbardziej zatwardziałego libertarianina, odra wróciła z hukiem na początku roku. Od stycznia 124 osoby w samym Teksasie zachorowały, a w sąsiednim Nowym Meksyku dorzucono do puli dziewięć kolejnych, w tym czworo dzieci.

„Odra została wyeliminowana w USA w 2000 r.” – przypominają federalni urzędnicy z Centers for Disease Control and Prevention (CDC), ale najwyraźniej nikt nie powiedział o tym Teksańczykom, którzy „ze względu na sumienie” odmawiają szczepień obowiązkowych. W hrabstwie Gaines 18 proc. przedszkolaków nie otrzymało szczepionki w ubiegłym roku – dekadę temu było to zaledwie 7,5 proc. Czy dlatego, że ich rodzice wsłuchani byli w opinie swoich polityków, takich jak Robert F. Kennedy Jr., świeżo upieczony sekretarz zdrowia USA i znany krytyk szczepionek, że „każdy powinien mieć wybór” i nie można zmuszać ludzi do czegokolwiek?

Brzmi znajomo. To niemal kalka z repertuaru Andrzeja Dudy, który w 2020 r. zasłynął złotą myślą: „Nie jestem zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych”, a potem tłumaczył, że przecież chodziło mu o wolność, a nie o to, że szczepionki to zło.

Mleko się niestety rozlało. Teraz w Teksasie urzędnicy zdrowia publicznego walczą o podanie każdej dawki MMR (szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce), bo epidemia nadal się rozlewa. W hrabstwie Gaines otwarto bezpłatne punkty szczepień, które pracują przez siedem dni w tygodniu, a billboardy zachęcają, by skorzystać z ich oferty. Przez ostatnie dwa tygodnie podano 100 dodatkowych dawek, z czego ponad połowa trafiła do dzieci, które wcześniej były przez rodziców chronione w imię tej tzw. wolności sumienia. Być może gdyby rodzice zmarłego, niezaszczepionego kilkulatka wcześniej bardziej wierzyli w naukę, nie doszłoby do tragedii.

Kolejne badania: Nie ma związku między szczepieniami a autyzmem

Kiedy nauka wygra z ideologią?

Karol Nawrocki, Andrzej Duda, Robert F. Kennedy powiedzą wam, że nie są i nigdy nie byli antyszczepionkowcami. Justyna Socha, niesławna szefowa Stowarzyszenia Stop-NOP, oraz wąskie grono lekarzy ją wspierających i znacznie szersze naturopatów, też się do tego nie przyznają. Za to lubią podkreślać, że „popierają szczepienia”, ale tylko wtedy, gdy nikt ich do nich nie zmusza. To taki patriotyczny libertarianizm z polskim twistem: wolność jest ważniejsza niż życie, zwłaszcza cudze. Tymczasem, jak przypominają wirusolodzy, szczepimy się przeciwko chorobom zakaźnym nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, ale również by chronić tych, którzy z wielu powodów – niezawinionych przez siebie, lecz uwarunkowanych chorobą – szczepić się nie mogą. I wobec zarazków pozostają bezbronni.

W Teksasie ten absurd stał się rzeczywistością. Epidemia odry, która zabiła dziecko w Lubbock, to nie przypadek – to konsekwencja. CDC przypomina, że przed wprowadzeniem szczepionki w latach 60. odra zabijała w USA 400–500 osób rocznie. W 2023 r. na świecie zabiła ponad 100 tys., głównie dzieci, których rodzice uznali, że znają się na medycynie lepiej niż eksperci WHO. Dokładnie tak samo, jak polski kandydat na prezydenta.

Czytaj także: Krztusiec zbiera rekordowe żniwo w Czechach. Chorują dorośli i zagrażają dzieciom

Sarkazm na bok – choć trudno się powstrzymać – i warto zadać pytanie: czy Karol Nawrocki, patrząc na te teksańskie 140 przypadków, 18 hospitalizacji i jedną małą trumnę, nadal będzie głosił, że przymus to zło? Obyśmy nie musieli doczekać się własnej epidemii, a wtedy historyk będzie mógł napisać kolejny rozdział – tym razem o tym, jak wolność zabiła więcej niż niewiedza.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną