W tym roku problem rentowności Orlen Lietuva musimy jakoś rozwiązać” – powtarza nieustannie prezes PKN Orlen Jacek Krawiec, dodając, że możliwych jest kilka scenariuszy. Tych jednak nie zdradza. Orlen Lietuva to litewska spółka polskiego koncernu, do której należy rafineria w Możejkach, największy zakład przemysłowy Litwy. Na jego zakup i modernizację Orlen wydał już około 10 mld zł, mocno się przy tym zadłużając. W 2008 r. Orlen Lietuva przyniósł 623 mln zł strat, a 2009 r. zamknął się 165 mln zł na minusie. Biorąc pod uwagę zaangażowany kapitał własny Orlenu i zaciągnięte kredyty, Możejki powinny przynosić 1 mld zł zysku rocznie, by inwestycję można było uznać za rentowną. Nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu o takim zysku nikt nie marzy. Na razie trzeba zaciskać pasa, żeby się jakoś wygrzebać ze strat.
PKN Orlen od roku jest wyłącznym właścicielem litewskiej spółki. Rząd Litwy, który wcześniej dysponował 10 proc. akcji, skorzystał z przysługującego mu prawa i wezwał polskiego wspólnika do natychmiastowego wykupienia swojego pakietu. Postawił tym płocki koncern w dramatycznej sytuacji. Orlen zmagał się właśnie z finansowymi problemami, negocjując z bankami restrukturyzację zadłużenia. Konieczność błyskawicznej zapłaty 284 mln dol. (umowa przewidywała 10 dni na uregulowanie zobowiązania) okazała się wyjątkowo trudnym wyzwaniem.
Ten incydent to jedna z wielu zadr na linii Płock–Wilno. Inwestycja polskiego koncernu miała być przedsięwzięciem polityczno-biznesowym, prowadzącym do zbliżenia Polski z Litwą, a okazała się kompletną klapą. I to w obu wymiarach. Poza Możejkami miał powstać most energetyczny, czyli linia wysokiego napięcia łącząca nasze kraje, miała być wspólna budowa elektrowni atomowej Ignalina II, rozważano kolejne projekty.