Za papiery Petrolinvestu w chwili debiutu giełdowego inwestorzy płacili po 227 zł, co oznaczało, że wyceniają wartość firmy na prawie 1,3 mld zł (462 mln dol.). Lada moment spółka miała się dowiercić do bogatych złóż ropy w Kazachstanie. Ich zasoby szacowano na ponad 2 mld baryłek. Niedługo potem akcje skoczyły do 700 zł za sztukę, dziś można je kupić za 17 zł, bo ropa do tej pory nie trysnęła. Petrolinvest ciągle nie zarabia pieniędzy, a coraz więcej ich potrzebuje na wiercenia.
Jan Kulczyk ma nadzieję, że po debiucie wartość jego spółki wyniesie około 1,3 mld dol. (z rynku chce ściągnąć aż 756 mln zł). Trudno się jednak zorientować, co ma się na nią złożyć. Dotychczas poniesione inwestycje tak wysokiej wyceny nie uzasadniają. Szacowane zasoby surowca także są dziesięciokrotnie mniejsze niż Krauzego. Zarejestrowana w Kanadzie Kulczyk Oil Ventures ma mniejszościowe udziały w spółce poszukującej ropy w Brunei, może też wiercić w Syrii. Sam Kulczyk podkreśla, że od Petrolinvestu różni go m.in. to, że ryzyko w jego spółce jest zdywersyfikowane w różnych krajach. Już po debiucie na parkiecie KOV stanie się właścicielem ukraińskiej spółki Kub Gas, produkującej gaz. Na razie nie ma za nią czym zapłacić, bo spółka Kulczyka do tej pory przynosiła straty. Dopóki ropa nie tryśnie, ukraińska spółka będzie jedynym źródłem przychodu Kulczyk Oil Ventures. Petrolinvest żadnych przychodów nie ma oprócz 70 mln zł, które w 2009 r. zarobił na handlu gazem LPG.
Na tropie ropy
Dla Ryszarda Krauzego Petrolinvest jest ostatnim szańcem, w którym bronić się może przed wypadnięciem z wielkiego biznesu. Dla Jana Kulczyka inwestycje w ropę – szansą, by do niego wrócić. Chciałby znów być wielkim graczem w energetyce, zaoferował rządowi chęć zakupu Lotosu wspólnie z libijskim Tamoilem, chce budować elektrownię na Pomorzu i Białorusi.