Jego firma, Press-Glas z Częstochowy, szkli większość galerii handlowych i biurowców w kraju. Przez szyby Musia, byłego prokuratora, spoglądają też sędziowie Sądu Najwyższego w Warszawie. Zgodnie z życzeniem klienta z zewnątrz nie sposób zobaczyć, co się dzieje w środku. Klient decyduje też o tym, ile światła i ciepła mają przepuszczać okna. O subtelnościach produkowania szyb zespolonych Arkadiusz Muś nie ma wielkiego pojęcia, wie, jak zarządzać firmą. Od produkcji są fachowcy.
W 1988 r. skończył prawo i przez rok walczył o aplikację adwokacką. Bezskutecznie. Korporacje nie utrudniały jedynie drogi do prokuratury. Przykroił więc marzenia, choć pracę prokuratora znał głównie z amerykańskich filmów. Ganiał za starszych kolegów do sądu, pisał akty oskarżenia. Muś pracował za równowartość 9 dol. miesięcznie. Miesiąc przed egzaminem asesorskim rzucił służbę w resorcie sprawiedliwości i postanowił zarabiać pieniądze.
Ogólnie, to był czas łatwych pieniędzy. Wystarczyło z Zachodu lub Wschodu sprowadzać do kraju cokolwiek. Szło wszystko. Pieniędzy nie brakowało, ale Muś uważał, że handel trochę mu uwłacza. – Zawsze chciałem robić coś konkretnego, coś produkować – wspomina. Już na pierwszym roku prawa założył firmę, która wytwarzała pustaki.
Początki transformacji stworzyły liczne okazje przedsiębiorczym Polakom do zarabiania, ściągnęły też obrotnych obywateli innych krajów, którzy przywozili do nas wysłużone maszyny i zakładali z rodakami spółki. Tak jak Szwed, który pod Częstochową zaczął zespalać szyby. Potem ktoś z rodziny Musia robił z tych szyb okna. – Strasznie mi ten Szwed imponował – wspomina Arkadiusz Muś. Jego stare maszyny, samochód i piwo z Peweksu. Kiedy Szwed zaczął szukać nabywcy dla swojej firmy, Muś postanowił nie stracić okazji.