Takiego oblężenia nikt się w Gdańsku nie spodziewał. Niby zwykły weekend, a miasto tętniło życiem niczym w szczycie letniego sezonu. Przed restauracjami ustawiały się długie kolejki. Na miejsce trzeba było czekać nawet godzinę. Wszystko za sprawą akcji pod hasłem „Rozsmakuj się w Gdańsku. Weekend za pół ceny”. Uczestniczyły w niej restauracje, muzea, ogród zoologiczny, niektóre hotele.
W pizzerii Napoli cztery osoby pobiły się o miejsce. Z zachowaniami restauratorów też było różnie. Niektórym, jak powiada Jan Orchowski, właściciel baru Pod Rybą, zatrzęsły się ręce na widok tak licznej klienteli. Ktoś pochował z barków najdroższe alkohole, ktoś inny na czas promocji zmniejszył porcje, co od razu dostrzegli stali klienci. Ktoś wydrukował menu z nieco wyższymi cenami. Inny część gości odprawił z kwitkiem, tłumacząc się rezerwacjami. – Wiele się mówi o wpadkach, a przecież 70 lokali na 76 dało z siebie wszystko – podkreśla Orchowski.
Weekend za pół ceny
Poza sezonem knajpki w sercu Gdańska są pustawe, inaczej niż w Toruniu czy we Wrocławiu. Dlatego w lutym br. restauratorzy wysłali Orchowskiego na rozmowy z władzami miasta: co zrobić, by ożywić Główne Miasto. – Powiedziałem, możemy pomóc, ale żeby i oni coś z siebie dali – wspomina Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska. I podsunął pomysł weekendu za pół ceny, zapożyczony z Poznania. W pośpiechu nikt nie przyjrzał się dokładniej, jak to robią poznaniacy. Mają oni za sobą już dwie edycje imprezy. Trzecią zaplanowali na czerwiec.