Największym atutem mieszkania stała się niska cena. Deweloperzy budują coraz więcej trzydziestometrowych klitek. Wiele agencji nieruchomości nie przyjmuje ofert sprzedaży apartamentów, bo klienci ich nie szukają. Rynek mieszkaniowy wychodzi z kryzysu, ale wygląda zupełnie inaczej niż 4 lata temu.
– Moda na luksus minęła – przyznaje Michał Abramczyk z firmy Home Broker, specjalizujący się w sprzedaży nieruchomości z najwyższej półki. – Ludzie często nie wiedzą, że w sąsiednim budynku metr mieszkania kosztował ponad 20 tys. zł. Apartamenty w najlepszych lokalizacjach i o wysokim standardzie zawsze znajdą kupców.
Można na nich dobrze zarobić. W warszawskiej Rezydencji przy Trakcie, nazywanej także Rezydencją Schillera, sprzedano ostatnio 162-metrowy apartament za prawie 5 mln zł. W świetnym punkcie: w centrum, a jednocześnie w cichej okolicy, w pobliżu Krakowskiego Przedmieścia. Początkowo właściciel zamierzał mieszkanie wynajmować (czynsze w tym budynku sięgają 10–12 tys. zł miesięcznie), ale zmienił plany. Cena nie podlegała negocjacji: 30 tys. zł za metr. Właściciel długo czekał na kupca, ale było warto: sprzedał apartament czterokrotnie drożej, niż sam zapłacił inwestorowi, spółdzielni Dembud.
Mało kto jeszcze pamięta, że Dembudowi zarzucano budowanie tylko dla znajomych i wtajemniczonych. Teraz małe budynki apartamentowe często powstają bez reklamy, wiadomości o nich rozchodzą się pocztą pantoflową. Duże pieniądze wydawane są dyskretnie.
– Ogromna większość apartamentów nie jest warta cen, jakich życzą sobie właściciele. Zamożny klient ma dzisiaj wysokie wymagania, szuka oferty wyjątkowej – twierdzi Waldemar Kania z firmy Mansion&House, pośredniczący głównie w sprzedaży luksusowych nieruchomości.