Jacek Rostowski, minister finansów
Kapitalizm ze swojej natury jest kryzysogenny. Problem tkwi w tym, dlaczego ten obecny osiągnął niemal taką skalę jak tamten z lat 30. XX w. Przyczyna była jedna: przez 25 lat nie dopuszczono do mniejszych kryzysów. Ilekroć zapowiadał się relatywnie mały kryzys, wszyscy w Waszyngtonie wpadali w panikę i Alan Greenspan [były szef Fed, banku centralnego USA] luzował politykę monetarną. Udowodnił rynkom, że groźba wystąpienia katastrofy jest niewielka, więc cena ryzyka w ślad za tym stopniowo spadała. Jak ktoś ładnie powiedział w 2005 r.: „jeśli obligacje Kazachstanu dają rentowność 200 punktów bazowych powyżej amerykańskich, to coś jest nie tak”. Inwestorzy coraz bardziej lekceważyli ryzyko, tym samym zwielokrotniając kryzys, gdy ten ostatecznie nadszedł.
Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego
Trzeba pójść trochę dalej i zapytać, skąd wzięła się ta luźna polityka monetarna? Greenspan swoją politykę prowadził w określonych ramach intelektualnych – neoliberalnej wiary w samoregulację rynku i sektora finansowego. Sam zresztą później przyznał, że się pomylił. Jego błąd nie polegał na luzowaniu polityki pieniężnej w czasach, gdy było to niepotrzebne. Błąd tkwił w tradycyjnej ekonomii głównego nurtu, która opierała się na micie homo economicus, pełnej racjonalności ekonomicznej człowieka, w którą wierzył również Greenspan. Ta wiara upadła.
Poza tym była wiara w pompowanie za wszelką cenę poziomu konsumpcji, a to miało zatuszować możliwość pojawienia się ostrych konfliktów społecznych w amerykańskiej gospodarce. W Stanach mówi się czasem, że ten kryzys podważył pewien rodzaj dorozumianej umowy społecznej, która głosi, że USA są społeczeństwem opartym na przedsiębiorczości, gdzie każdy jest odpowiedzialny za siebie.