Najnowsza polska propozycja, z jaką premier Donald Tusk wystąpił na unijnym szczycie, zakłada wspólne negocjowanie zakupów rosyjskiego gazu. Chcemy, by UE stworzyła coś w rodzaju systemu zakupów grupowych, bo wspólnie mamy szansę na lepszą cenę. Rosjanie straciliby też możliwość rozgrywania poszczególnych krajów między sobą i kuszenia tańszym gazem jednych, a innych karania droższym. My z reguły płacimy najwyższe stawki, a na dodatek stale boimy się, że zakręcą nam kurek. Zwłaszcza teraz, kiedy między Rosją a Ukrainą rozgorzał konflikt, czujemy się na pierwszej linii frontu. Chcemy to zmienić.
Gazowy Groupon
Pomysł piękny, ale czy realny? Premier zapewnia, że tak, i chwali się poparciem Angeli Merkel. Pani kanclerz ma jedynie wątpliwości co do technicznej strony pomysłu. Powodem obaw ma być też reakcja niemieckich firm blisko współpracujących z Gazpromem. W Polsce jesteśmy przekonani, że niższe ceny, jakie płacą Niemcy, to efekt ugodowej polityki Berlina wobec Kremla. Premier Tusk skrytykował już ich za to, że nadmiernie uzależnili się od rosyjskiego gazu, choć na razie to my jesteśmy uzależnieni nieporównanie bardziej. Niemieckie firmy płacą mniej, bo w rozmowach z Gazpromem mają lepszą pozycję negocjacyjną. Nie są skazane na jednego dostawcę, mogą łatwo zmienić kierunek dostaw. Podobne ilości sprowadzają dziś z Rosji, Holandii i Norwegii. W przypadku Polski 70 proc. gazu pochodzi od Gazpromu.
Problem z realizacją zakupów grupowych jest też taki, że w większości krajów UE to nie rządy handlują gazem, lecz wiele niezależnych, konkurujących ze sobą firm. Każda ma własną, często skomplikowaną politykę handlową: część gazu od jednego dostawcy, część od innego, trochę z umów długoterminowych, trochę z dostaw natychmiastowych itd.