W kancelarii prawnej dr. Wojciecha Białka, pełnomocnika Polskiej Grupy Pocztowej, rankiem 13 lutego 2014 r. pojawił się listonosz Poczty Polskiej, by przekazać korespondencję z Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Pismo dotyczyło zarządzonej przez UKE kontroli Polskiej Grupy Pocztowej. UKE jako urząd nadzorujący rynek usług pocztowych interesuje się, jak prowadzona jest obsługa korespondencji sądów i prokuratur.
PGP, wspólnie z InPostem i Ruchem, od początku 2014 r. przejęła zadanie, które wcześniej należało do Poczty Polskiej. Ta ostatnia przegrała przetarg ogłoszony przez resort sprawiedliwości, ale nie złożyła broni. Głośno protestuje, rozstrzygnięcie przetargu zaskarżyła do sądu, ostrzega, że konkurent sobie nie poradzi. W styczniu pojawiło się wiele skarg świadczących, że ostrzeżenia nie są rzucane na wiatr. Media opisywały rozmaite wpadki nowego operatora, zgodnie spostrzegając, że rozstrzygnięcie przetargu jedynie według kryterium ceny przełoży się na jakość obsługi w wyjątkowo newralgicznym obszarze, jakim jest wymiar sprawiedliwości. Ministerstwo zaoszczędzi wprawdzie 80 mln zł, ale społeczeństwo i gospodarka zapłacą dużo więcej na skutek opóźnień w postępowaniach prawnych.
Listonosz, który w lutowy poranek dostarczył przesyłkę z UKE, robił wrażenie zdenerwowanego. Zapytany, opowiedział prawnikowi, co się zdarzyło.
Rano w urzędzie pocztowym zastał swoją zwierzchniczkę w towarzystwie dwóch osób, które, jak się zorientował, były ważnymi figurami z centrali Poczty Polskiej. Szefowa kazała listonoszowi odszukać wśród korespondencji przesyłkę z UKE do prawnika PGP. Niedługo potem dostał list z powrotem, ale – jak twierdził – już wyglądający inaczej. Ważni panowie zawieźli potem listonosza pod kancelarię prawną i tam na niego czekali, by sprawdzić, czy przesyłka dotarła do adresata.