Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Narodowy nielot

Upadek Eurolotu to kolejna polska klęska lotnicza

Eurolot / Facebook
Znowu się okazało, że choć Polacy latają coraz chętniej, polskie firmy na tym zarabiać nie potrafią.

Tym razem obejdzie się bez głośnego, spektakularnego bankructwa, które uziemiłoby setki pasażerów i spowodowało chaos na lotniskach. Eurolot zniknie po cichu, na początku kwietnia, gdy przestanie latać i zacznie się po prostu likwidacja firmy.

To kolejna polska klęska lotnicza ostatnich lat. Najpierw nie udało się taniej spółce-córce Lotu, Centralwings. Potem była głośna kariera i równie widowiskowy upadek OLT Express, finansowanego z piramidy Amber Gold. W ubiegłym roku zaliczyliśmy epizod linii 4you, które przestały istnieć, jeszcze zanim wystartowały z rejsami dla indywidualnych pasażerów. Pozostawiły po sobie za to sporo długów i ogólny niesmak. Teraz kończy działalność kontrolowany przez państwo Eurolot. W przeciwieństwie do starszego brata, Lotu, nie mógł on już liczyć na pomoc publiczną.

Tę czarną serię wykorzystują zagraniczni konkurenci, którzy opanowali nasz rynek. To przede wszystkim linie Ryanair i Wizz Air, walczące o pasażera na polskich lotniskach głównie między sobą. Bo trudno za ważną dla nich konkurencję uznać nasz odchudzony Lot, pozostały przy życiu dzięki kroplówce od podatników. Polskie porty odprawiły w ubiegłym roku rekordową liczbę pasażerów, a ten rok będzie zapewne jeszcze lepszy.

Przybywa nowych połączeń, zarówno regularnych, jak i czarterowych. Powstają kolejne terminale na najpopularniejszych lotniskach, a wyjątkowo spektakularny jest zwłaszcza sukces peryferyjnego Modlina, przez który w tym roku przewinie się ok. 2,5 mln pasażerów. Jednak ten boom jest możliwy przede wszystkim dzięki przewoźnikom z innych krajów, którym musi bardzo podobać się taki duży, rosnący rynek bez silnych lokalnych linii.

Historia Eurolotu to długie pasmo marketingowych błędów, które doprowadziły do upadku linii mającej niegdyś spore ambicje.

Reklama