Wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel powiedział, że TTIP jest politycznym trupem. To dobra wiadomość dla wszystkich zwolenników innej i sprawiedliwsze globalizacji. Kluczowe pytanie brzmi jednak: co dalej?
Czy deklaracja Gabriela jest ważna? Bez wątpienia tak. Wicekanclerz w rządzącej Niemcami wielkiej koalicji SPD-CDU/CSU reprezentuje wprawdzie tego pierwszego i mniejszego partnera. Jednocześnie wiadomo, że Angela Merkel projekt wielkiej umowy handlowo-inwestycyjnej między Unią a Stanami Zjednoczonymi przez kilka miesięcy mocno popierała.
Wydaje się jednak, że skoro Gabriel występuje przeciw TTIP tak jednoznacznie, to oznacza, że jego partia zdecydowała się ten projekt utrącić. Co jest możliwe, bo bez SPD Merkel TTIP forsować nie będzie, tym bardziej że od kilku miesięcy rośnie w Niemczech sprzeciw wobec układu. Były już w tej sprawie wielkie manifestacje uliczne (kolejne planowane są we wrześniu). Na dodatek niemieckie organizacje pozarządowe oraz media grały pierwsze skrzypce, gdy w maju ujawniony został wielki przeciek z tajnych dokumentów negocjacyjnych.
Od tamtego momentu paneuropejski sprzeciw wobec umowy (pod petycją „Stop TTIP” podpisało się ponad 3 mln Europejczyków) nabrał mocy i rozpędu, sprawiając, że po stronie krytyków TTIP zaczęli stawać nawet przedstawiciele europejskiej klasy politycznej, najpierw we Francji, Holandii czy Stanach Zjednoczonych, a teraz w Niemczech.
Kluczowe jest jednak nie to, co się wydarzyło, a to, co czeka nas w najbliższych miesiącach. Z jednej strony impet przeciwników TTIP pewnie w naturalny sposób wygaśnie. Wiele zależy tu od losów układu CETA. A więc gotowej już umowy UE i Kanady, która czeka obecnie na oficjalne zatwierdzenie. Komisja Europejska (która układ wynegocjowała) przekonuje, że CETA to taki mniejszy i lepszy dla Europy TTIP.