Rafał Woś: – Co z gospodarką po roku rządów PiS? Mamy dobrą czy jednak złą zmianę? A może zmienił się tylko zestaw nazwisk na kluczowych stanowiskach rządowych i w spółkach Skarbu Państwa, a kierunek pozostał ten sam. Wedle zasady „no dobra, zmiana!”.
Juliusz Gardawski: – Zmiana jest. I wygląda na poważną. Zmienia się cały model polskiej gospodarki rynkowej.
Czy może pan opisać ten nowy model?
W pewnym sensie wskazówki zegara cofnęły się do przełomu lat 80. i 90. Mam wrażenie, że zaczęliśmy budować model gospodarczy, o którym wówczas sądzono, że się pojawi po upadku bloku sowieckiego. Zachodni obserwatorzy zastanawiali się, co tu u nas powstanie. Panowało przekonanie, że w kraju o dość długiej tradycji autorytarnego socjalizmu nie uda się zbudować demokracji liberalnej i wolnorynkowego kapitalizmu. Spodziewano się, że powstanie model gospodarki odmienny od modeli zachodnich, łączący rozwiązania europejskie i azjatyckie. Dziś, po przeszło 20 latach, przychodzi nam oswajać się z myślą, że może rzeczywiście nie udało się nam przyłączyć do Zachodu.
Niektórych to bardzo martwi. Uważają, że gospodarka rynkowa na wzór anglosaski z małym państwem, niskimi podatkami i elastycznym rynkiem pracy była wielką zdobyczą minionego 25-lecia.
Model anglosaski nie dał się przeszczepić, zabrakło odpowiedniej kultury. Ale można powiedzieć, że przecież nie wszędzie musi być taki liberalizm. Obok rynkowego modelu anglosaskiego mamy model niemiecki z rozbudowanym współzarządzaniem pracowniczym, model skandynawski z dialogiem społecznym, silną rolą związków zawodowych, model kontynentalny o silnej roli państwa.
Pytanie, czy PiS prowadzi nas w stronę któregokolwiek z nich?