Prezes dobra rada
Kaczyński radzi frankowiczom, żeby radzili sobie sami. Czyli wystawia ich do wiatru
Jarosław Kaczyński stwierdził, że jedyna droga do rozwiązania problemów rodzin zadłużonych we frankach wiedzie przez sąd. Zamiast czekać na spełnienie obietnicy wyborczej Prawa i Sprawiedliwości, powinni więc składać pozwy do sądu. Zadłużeni poczuli się wystawieni do wiatru, a prezydent Andrzej Duda został ośmieszony.
To on przecież autorytetem głowy państwa gwarantował, że kredyty walutowe zostaną zamienione na złotowe po kursie z dnia, w którym zostały zaciągnięte. Droga przez sąd wcale nie gwarantuje, że rozstrzygnięcie zawsze będzie korzystne dla dłużnika. To zależy od rodzaju umowy, a te były różne. Rozstrzygnięć więc także nie należy spodziewać się wyłącznie korzystnych dla dłużników. Zwłaszcza że przez lata frankowicze finansowo na kredytach walutowych wychodzili o wiele lepiej niż zadłużeni w rodzimej walucie. Z danych wynika też, że ten rodzaj kredytów hipotecznych nadal spłacany jest rzetelnie, choć często spowodowane jest to mocnym zaciśnięciem pasa i wieloma wyrzeczeniami.
Rada prezesa, gdyby użyć języka potocznego, oznacza po prostu odesłanie rodzin, które uwierzyły w przedwyborcze obietnice PiS, na drzewo.
Dla frankowiczów wsparcia od PiS zabrakło
Pozostaje jednak pytanie, dlaczego na drzewo wysyła on akurat te 600 tys. rodzin, skoro rząd Prawa i Sprawiedliwości spełnił inne, bardzo kosztowne obietnice? Program 500+ to wydatek ponad 23 mld zł rocznie. Wcześniejsze emerytury tylko do roku 2020 mogą kosztować 40 mld zł. Z każdym kolejnym rokiem budżet uszczuplany będzie jeszcze bardziej. Skoro więc Prawo i Sprawiedliwość stabilności finansów państwa nie ceni wysoko, to dlaczego do wiatru wystawia akurat posiadaczy kredytów frankowych?
Sam prezes tego nie wyjaśnił, jesteśmy więc skazani na spekulacje. Na tzw. rynkach mówi się, że zażądali tego inwestorzy niemieccy, z przyciągnięcia których do Polski tak dumny jest wicepremier Morawiecki. Najwyraźniej na stabilności finansowej państwa zależy im bardziej niż rządowi polskiemu. Nie chcą inwestować w kraju, który dziarskim krokiem zmierza ku przepaści, bo nie zamierzają stracić swoich pieniędzy.
Zdają też sobie doskonale sprawę z tego, czego PiS zdaje się nie rozumieć. Że obietnica Dudy – dotycząca przewalutowania kredytów frankowych po kursie dnia – oznaczałaby po prostu kryzys bankowy. Wcześniej ostrzegał przed nim Narodowy Bank Polski, jeszcze za prezesury Marka Belki. A jego wyliczenia i obawy w pełni potwierdził Adam Glapiński, już z nadania PiS. Ściągnęlibyśmy sobie na głowę niewyobrażalne nieszczęście.
Jeśli spekulacje tzw. rynków są prawdziwe, to takie wyjaśnienie byłoby dobrą, ale zarazem złą wiadomością dla wszystkich Polaków. Dobrą, bo przed zrujnowaniem własnego kraju powstrzymali nas inwestorzy zagraniczni. Złą – bo jak widać, w Polsce partia prąca do władzy gotowa jest za to zapłacić każdą cenę. Nawet cenę pogrążenia kraju w ruinie.