Joshua Brown, amerykański przedsiębiorca z Florydy, od kiedy kupił sobie Teslę model S, stał się entuzjastą technologicznej rewolucji. Model S to pierwsza produkowana na większą skalę elektryczna limuzyna klasy premium. Wyposażono ją w wiele zaawansowanych rozwiązań, w tym funkcję autopilota. To system półautonomiczny, który potrafi zastąpić kierowcę w wielu obowiązkach. Skomputeryzowane auto naszpikowane kamerami i czujnikami przewiduje zagrożenie i błyskawicznie reaguje. Samo zahamuje, przyspieszy, skoryguje tor jazdy i w razie potrzeby zmieni pas ruchu. Samodzielnie zjeżdża wyznaczonym zjazdem z autostrady, samo zaparkuje. Nie trzeba go wyprowadzać z garażu, bo na wezwanie wyjedzie samo.
W ciągu dziewięciu miesięcy Brown przejechał 45 tys. mil i w tym czasie autopilot kilka razy ratował go z opresji. Dlatego lubił w trakcie jazdy oddawać mu kierownicę, a sam nagrywał filmy, by pokazać, co potrafi jego Tessy, jak pieszczotliwie nazywał auto. Potem te filmy wrzucał do sieci. Kiedy zainteresował się nim Elon Musk, legendarny twórca Tesli, i zaczął linkować na Twitterze, szczęście nie miało granic. „Dostrzegł mnie Musk! Mogę już umrzeć i pójść do nieba” – powiedział sąsiadce. Wykrakał.
Do historii motoryzacji Brown przejdzie jako pierwsza śmiertelna ofiara wypadku spowodowanego przez samochodowego robota. W piękny słoneczny poranek jego Tessy wbiła się pod naczepę skręcającej w lewo wielkiej ciężarówki. Ani kierowca, ani autopilot nie zauważyli zagrożenia. Nie było śladów hamowania, z auta zostało niewiele. Okazało się, że czujniki nie wyłowiły białej naczepy na tle jasnego nieba, zwłaszcza że stała bokiem. Wygląda na to, że kierowca zbyt zawierzył zdolnościom autopilota i nie kontrolował sytuacji na drodze, choć producent ostrzega, by zachować ostrożność, bo system nie jest jeszcze doskonały.