Samotna sosna na wyrębie
Jan Szyszko chciał zmian ws. emisji CO2. Ale w UE już nikt nie liczy się z jego zdaniem
Rada unijnych ministrów środowiska uzgodniła reformę systemu handlu emisjami CO2. Polski minister środowiska Jan Szyszko próbował zablokować zmiany, ale jego głos okazał się głosem wołającego na puszczy. Wszyscy wiedzą, że puszczę wycina, więc na forum UE z jego głosem nikt się nie liczy.
Jak działa system handlu emisjami EU-ETS?
Unijny system handlu emisjami EU-ETS został stworzony po to, by stosując mechanizmy ekonomiczne, skłaniać firmy emitujące do atmosfery najwięcej gazu cieplarnianego CO2, by emitowały go jak najmniej. Dlatego prawo do emisji każdej tony gazu trzeba kupić. Prawa do emisji są dzielone na kraje, a te przydzielają je firmom. Handluje się nimi na giełdach. Początkowo firmy dostawały je za darmo, a tylko część musiały kupować. Z czasem zakładano, że przejdziemy na wyłącznie kupowane uprawnienia.
Pieniądze z handlu trafiają do budżetów poszczególnych państw i mają być przeznaczane na rozwój gospodarki niskoemisyjnej. Polska była zawsze wrogiem tego systemu, bo polski przemysł i energetyka emitują wyjątkowo wiele CO2. Zwłaszcza elektrownie pracujące na węglu brunatnym i kamiennym, które są podstawą naszej energetyki.
Polska wywalczyła więc, że nasze elektrownie mogły dostawać dużą część uprawnień za darmo. Zresztą z kupowaniem też nie było problemu, bo twórcy systemu ETS przeszacowali potencjał gospodarki UE i wprowadzili za dużo praw do emisji. W efekcie prawo do emisji jednej tony CO2 kosztuje 5 euro, choć żeby mechanizm ekonomiczny zaczął wymuszać działania ograniczające, cena musiałaby być wielokrotnie wyższa.
Co chciał załatwić minister Szyszko?
I nad tym debatowali ministrowie środowiska: co zrobić, żeby system ETS zaczął działać. Pomysł, by zredukować ilość praw do emisji CO2, był wałkowany od dawna. Komisja Europejska proponowała, by liczbę praw do emisji zmniejszyć do 57 proc., bogate kraje mające gospodarkę niskoemisyjną dzięki źródłom odnawialnym (Szwecja, Holandia) czy atomowi (Francja) domagały się zejścia do 55 proc. Stanęło na 57 proc., a za sprawą Czechów rozłożono cały proces na raty.
Polskie Ministerstwo Środowiska – jak donosi portal „Wysokie Napięcie” – usiłowało blokować porozumienie. Mieliśmy pomysł, by z systemu wyłączyć „kluczowe elektrownie”, a także by lasy mogły zwalniać częściowo z obowiązków ETS. Ale się nie udało. Jan Szyszko był zdziwiony, że nasze weto nie wpłynęło na przyjęcie stanowiska ministrów, które jeszcze musi zostać parafowane przez Radę Europejską.
Sprawa nie jest więc zakończona, ale nie wróży ona dobrze ministrowi Szyszce. Europa w sprawach klimatycznych jest coraz bardziej zjednoczona i radykalna. A nasza polityka węglowa, problemy z górnikami, wycinanie lasów, walka z energetyką odnawialną czy bezradność wobec smogu budzą w Unii coraz większą irytację. Nikogo do naszych racji nie jesteśmy w stanie przekonać. Zostaniemy z tymi problemami jak samotna sosna na wyrębie.