Mamy nadkomplet
Lot samolotem w okresie wielkanocnym? Przez overbooking możesz nie dotrzeć do celu
Linie lotnicze często narzekają: na coraz ostrzejsze normy ochrony środowiska, na mieszkańców blokujących rozbudowę lotnisk, na strajki kontrolerów ruchu lotniczego czy na polityków zwiększających podatki od latania. Ale pod jednym względem mają wyjątkową pozycję. Wolno im bowiem praktykować coś, czego nie stosują ani przewoźnicy autobusowi, ani kolejowi. To overbooking, czyli sprzedawanie większej liczby miejsc niż dostępna w samolocie.
Overbooking zakłada, że nie wszyscy pasażerowie z biletami rzeczywiście zjawią się na lotnisku. I zazwyczaj ta praktyka nie powoduje problemów, bo rzeczywiście, z przyczyn losowych, średnio kilka osób nie może polecieć. Czasem jednak chętnych na podróż jest więcej niż foteli, a – mimo żartów ekscentrycznego szefa Ryanaira – na stojąco przewozić pasażerów w samolocie wciąż nie wolno.
Które linie pozwalają na overbooking?
Ryzyko overbookingu rośnie zwłaszcza w okresach szczytów przewozowych, jak choćby przed Wielkanocą. Wtedy obłożenie samolotów jest i tak wysokie, a każdy nadmiarowy pasażer może mieć poważny problem. Tymczasem na overbooking pozwalają zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia Europejska. Każą tylko najpierw szukać ochotników, a jeśli to nie wystarczy, linia może sama wyznaczyć, kogo na pokład nie wpuści. Musi mu tylko zapłacić określone odszkodowanie i oczywiście przebukować go na inny lot.
Ostatni incydent w Stanach Zjednoczonych z United Airlines w roli głównej był o tyle wyjątkowy, że tam pasażerom z ważnymi biletami kazano opuścić pokład, a nie zatrzymano ich na bramce. Linia stwierdziła bowiem w ostatnim momencie, że potrzebuje czterech miejsc dla własnych pracowników.