Zamach na Borussię Dortmund i spekulacje akcjami w tle. Czy to już terroryzm ekonomiczny?
Nie poglądy polityczne czy fanatyzm religijny, a zwykła żądza zysku stała za atakiem na drużynę Borussii Dortmund. Rynki finansowe oferują psychopatom całą gamę niebezpiecznych narzędzi.
Oby ten przykład nie okazał się zaraźliwy. Podejrzany o dokonanie zamachu w Dortmundzie grał na spadek akcji klubu piłkarskiego. Spadek, który postanowił sam wywołać, atakując autokar z piłkarzami i licząc na ofiary śmiertelne. Wówczas, jak zakładał, kurs akcji załamałby się, na czym zarobiłby właśnie Sergiej W.
Ostatecznie zamach nie wyrządził tak dużo szkód, jak zakładał Rosjanin, a kurs akcji Borussii spadł tylko nieznacznie. Wszystko dlatego, że bomby uszkodziły autokar w dużo mniejszym stopniu, niż planował Siergiej W. Tylko jeden piłkarz został ranny, a mecz Ligi Mistrzów opóźniono o dzień. Pieniądze, za które Rosjanin kupił akcje, przepadły, a podejrzanego czeka teraz proces.
Jednak sama metoda jest na tyle prosta, że może szybko znaleźć naśladowców. Zwłaszcza w czasach, gdy o każdy zamach automatycznie podejrzewa się islamistów, a media powtarzają bezkrytycznie komunikaty publikowane przez różnych wariatów określających się jako ISIS. Oni automatycznie przyznają się do każdego ataku na świecie. Tym łatwiej wywołać panikę, kierując się zupełnie innymi motywami i w ten sposób próbować odwrócić od siebie uwagę.
Zamach w Dortmundzie każe zadać pytania o zagrożenia związane z nowoczesnymi instrumentami finansowymi.