ADAM GRZESZAK: – Ile przeżył pan prób przyłączenia Lotosu do Orlenu?
PAWEŁ OLECHNOWICZ: – Nie liczyłem, ale sporo. Były trzy zdecydowane próby, a ze strony Orlenu odczuwaliśmy nieustający nacisk na połączenie.
Dziwiło to pana?
Od kiedy przyszedłem do Rafinerii Gdańskiej i zaczęła powstawać Grupa Lotos, ciągle mnie intrygowało, skąd to dążenie do połączenia tych dwóch firm i stworzenia jednego konglomeratu? W kraju mającym 38 mln mieszkańców, z gospodarką rynkową, miałby powstać monopol, którego skutki odczują klienci. A jak taka firma będzie postrzegana na rynku międzynarodowym? Przecież jesteśmy w UE i obowiązuje nas unijne prawo.
Dziś Orlen i Lotos ze sobą konkurują?
Oczywiście.
Pewnie pan powie, że oba koncerny mają własne stacje paliw, a jeszcze są inni operatorzy, więc mamy konkurencyjny rynek?
Tak właśnie jest. Zresztą po połączeniu Orlenu z Lotosem część stacji trzeba będzie sprzedać.
Przecież Orlen i Lotos tworzą duopol i zarabiają na tym, na czym inni nie mogą.
Niechętnie mówię o Orlenie i Lotosie jako o firmach produkcyjnych. Od przerobu ropy ważniejsza jest działalność marketingowo-handlowa. Tu jest konkurencja, nie tylko na rynku krajowym, ale także na rynkach zagranicznych. Grupa Lotos ma też rozwijający się segment poszukiwania i wydobycia ropy.
Orlen, kupując Lotos, zyska jego część rynku, ale też znacznie powiększy swój potencjał produkcyjny. Może być zmuszony do jego cięcia. Mając do wyboru Płock czy Gdańsk, może zdecydować, że odbędzie się to kosztem Gdańska.
Jeśli będą decydowały względy technologiczne, to o Gdańsk jestem spokojny. Po zakończeniu programu EFRA – służącemu maksymalizowaniu efektywnej rafinacji ropy – Gdańsk będzie prezentował najwyższy światowy poziom technologii.