Rynek

Zanosi się na gorącą jesień protestów

Akcja protestacyjna pielęgniarek i pielęgniarzy w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie Akcja protestacyjna pielęgniarek i pielęgniarzy w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Za prezenty, którymi PiS hojnie obdarowuje wybrane grupy, tak naprawdę płacą ci, którzy pracują. A ich praca ani szanowana, ani godnie wynagradzana nie jest. Doczekamy się więc strajków i protestów.

Zanosi się na gorącą jesień protestów, ponieważ rząd nie ma zamiaru realizować postulatów wzrostu płac w sferze budżetowej, które zgłasza konkurencyjne wobec Solidarności Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Zwłaszcza że OPZZ żąda podniesienia płac aż o 12 proc., a rząd zapowiedział ich zamrożenie. Związki chcą także, by płaca minimalna równa była połowie średniej. Obecnie wynosi 47 proc. Jeśli nie, czekają nas strajki i protesty.

Czytaj także: Strajk według policjantów. Czego się domagają?

Przystawka PiS, czyli Solidarność milcząca

Milcząca w tej sprawie Solidarność ma duży kłopot. Stając uparcie po stronie rządu, opowiada się przeciwko nauczycielom, osobom wykonującym zawody medyczne czy źle opłacanym urzędnikom niskiego szczebla. W oczach wielu pracowników potwierdza opinię, że jest „przystawką” Prawa i Sprawiedliwości, zamiast walczyć o prawa pracownicze. OPZZ, mniej popularne niż Solidarność, ma teraz szansę zyskać u pracujących większą sympatię.

Czytaj także: Stypendia 500+ dla młodych pielęgniarek, czyli pieniądze lepsze i gorsze

OPZZ chce dla budżetówki nie tyle podwyżek, ile wyrównania

Tym bardziej że postulaty OPZZ to nie tylko populizm. Pensje w budżetówce zamrożone są od 2010 r., czyli od wybuchu światowego kryzysu finansowego. A ceny rosną, więc te 12 proc., którego żądają związkowcy, po prostu rekompensuje wzrost inflacji. Nie jest żadną podwyżką. Ludzie widzą, że władza swoim nie żałuje, więc nie chcą słuchać argumentów, że pieniędzy na podwyżki dla budżetówki nie wystarczy.

Reklama