Uchwalenie przez Sejm budżetu na 2019 r. oddala, ale jeszcze nie unieważnia spekulacji o możliwych wcześniejszych wyborach parlamentarnych. Na sfinansowanie kiełbasy wyborczej przeznaczono w nim wyjątkowo dużą rezerwę budżetową – aż 30 mld zł. Minione lata pokazały, że PiS najchętniej rozdaje pieniądze tym grupom, które odwdzięczą się partii swoimi głosami, a nie tym, które tego najbardziej potrzebują. Tegoroczny budżet wyborczy także tej zasady nie łamie.
Nauczyciele na wiele liczyć nie mogą
Do grup, które mają prawo uznać, że podział naszych wspólnych pieniędzy także w tym roku będzie niesprawiedliwy, z pewnością należą nauczyciele. Podczas kiedy wiele innych grup zawodowych odnotowało znaczny wzrost zarobków, nauczycieli wśród nich zabrakło. Ustawa budżetowa 2019 wprawdzie przewiduje dla nich 5-proc. podwyżki, ale zdeterminowani nauczyciele oczekują więcej. Na to więc, że coraz ostrzejszy protest po uchwaleniu budżetu rozejdzie się po kościach, rząd raczej nie ma co liczyć. Rządzący wyraźnie jednak zakładają, że większe podwyżki dla nauczycieli i tak nie przełożą się na lepszy wynik wyborczy, więc także nie zamierzają ustąpić.
Czytaj także: PiS ma problem z frankowiczami. Naobiecywał, ale co dalej?
Braki w kasie w szczycie koniunktury to zła wróżba dla zwalniającej gospodarki
Rządzący liczą się ze spowolnieniem gospodarki, już widocznym w innych krajach Unii, więc założyli, że tegoroczny Produkt Krajowy Brutto wzrośnie o 3,8 proc.