Do jednego ze sklepów sieci Carrefour w Bydgoszczy można przychodzić od niedawna ze swoimi opakowaniami na owoce, warzywa, ale także wędliny czy sery. Na razie to faza testowa, a foliowe torebki, zwane popularnie zrywkami, wciąż są dostępne i bezpłatne. Jednak stają się powoli gatunkiem zagrożonym, bo wyeliminowanie zrywek byłoby widocznym sukcesem w walce z wszechobecnym plastikiem. Na razie w dobrym tonie jest ich stosowanie z umiarem, ale większość klientów nadal używa ich obficie. Bo są darmowe.
Walka ceną
Sposób na zmianę nawyków wydaje się dosyć prosty, choć drastyczny – został już przetestowany na większych plastikowych torbach, czyli reklamówkach. Od kiedy ich ceny w sklepach gwałtownie poszły do góry (dziś kosztują minimum 25 gr za sprawą tzw. opłaty recyklingowej, narzuconej przez państwo), reklamówek kupujemy zdecydowanie mniej. Wykorzystujemy je wielokrotnie albo na zakupy chodzimy z trwalszymi torbami płóciennymi.
Czytaj także: Unia Europejska walczy z plastikiem. Są nowe przepisy
Jeśli nie darmowa zrywka, to co?
Zapewne powoli zbliżamy się do momentu, w którym sieci handlowe zaczną też pobierać opłaty za zrywki – dobrowolnie albo znowu na życzenie państwa. Alternatywne rozwiązanie, czyli zastąpienie takich siatek opakowaniami papierowymi, raczej się nie przyjmie. Nie jest ono przede wszystkim w interesie sieci handlowych, bo generuje spore koszty. Nie jest też wcale zbyt przyjazne środowisku, bo chociaż papier przetworzyć łatwiej niż plastik, to przy produkcji takich opakowań też powstaje sporo