Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Nowi chętni do klubu. Chorwacja chce euro

Przyjęcie przez Chorwację i Bułgarię wspólnej waluty ułatwi turystom życie. Przyjęcie przez Chorwację i Bułgarię wspólnej waluty ułatwi turystom życie. AKuptsova / Pixabay
Chorwacja, Rumunia i Bułgaria chcą jak najszybciej wprowadzić u siebie euro. Co to oznacza dla Polaków jeżdżących na wakacje nad Adriatyk i Morze Czarne?

Ostatnie rozszerzenie strefy euro miało miejsce w 2015 r., gdy wspólną walutę przyjęła Litwa. Wszystko wskazuje na to, że po kilku latach posuchy euro wkrótce pojawi się w kolejnych krajach. Bułgaria teoretycznie ma szansę na wprowadzenie go w 2022 r., rok później może to zrobić Chorwacja, jeśli jej przygotowania, które weszły właśnie w kolejną fazę, zakończą się sukcesem. Natomiast rząd i bank centralny Rumunii zakładają, że lej zostanie zastąpiony przez euro w 2024 r. Wszystkie te kraje uważają, że wspólna waluta zapewni im większą stabilność. Idą śladem Litwy, Łotwy, Estonii, Słowenii czy Słowacji – małych gospodarek, gdzie w zasadzie wszystkie główne siły polityczne zgadzały się w kwestii wejścia do strefy euro i dzisiaj mało kto żałuje tej decyzji.

Czytaj także: Jak sprawić, żeby strefa euro nam nie uciekła

Oczywiście Polska, Czechy i Węgry prowadzą zupełnie inną politykę. Oficjalnie sprzeciw wobec euro tłumaczony jest chęcią zachowania kontroli nad własną polityką monetarną, a także niepewnością co do dalszych losów wspólnej waluty. W rzeczywistości jest jednym z elementów eurosceptycznej postawy wszystkich trzech rządów, które chcą integrację europejską osłabiać, a nie umacniać. W Polsce i Czechach sprzeciw wobec euro jest spory także wśród zwykłych ludzi, którzy boją się przede wszystkim podwyżek cen. Co ciekawe, na Węgrzech zwolenników przyjęcia euro jest więcej niż przeciwników, ale nie ma to większego znaczenia dla Viktora Orbána.

Wakacje z euro.

Reklama