Trwa polowanie na leki. Chorzy i ich rodziny tropią najbardziej poszukiwane specyfiki, przeszukują sieć, naradzają się na portalach społecznościowych. Wszyscy zastanawiają się, skąd ten nagły lekowy blackout. Podobno mafie wywożą specyfiki z kraju i na nich zarabiają, bo wszędzie ich brakuje. Ale czy producenci nie mogliby ich więcej produkować?
Odpowiedź kryje się w dalekich Chinach. „Prawie 80 proc. substancji czynnych używanych przez producentów leków pochodzi z Chin. Jakakolwiek przerwa w dostawie to ogromny kłopot. A w ostatnim czasie niestety dostępność się pogorszyła” – tłumaczy w rozmowie z portalem forsal.pl Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego. Substancja czynna, zwana fachowo API (active pharmaceutical ingredient), to terapeutyczna esencja leku. W Chinach działają tysiące firm wytwarzających API oraz składniki do ich produkcji. Według China Chemical Pharmaceutical Industry Report zakłady te wytwarzają ok. 1,6 tys. odmian API, w tym najpopularniejsze, jak substancje czynne penicylin, witamin, leków przeciwgorączkowych, przeciwbólowych i hormonalnych, a także statyn czy sartan (stosowane w lekach na choroby układu krążenia). Ubiegłoroczny eksport wyniósł 29 mld dol. W Chinach zaopatruje się w API cały farmaceutyczny świat – wytwórcy leków generycznych, ale także wielkie międzynarodowe koncerny, jak Johnson&Johnson czy Novartis. Z chińskiego zaopatrzenia korzystają też firmy indyjskie kupujące półprodukty, bo i one specjalizują się w wytwarzaniu API.
Walka o środowisko
Dlaczego właśnie w Chinach? Z tego samego powodu, dla którego produkowana jest tam większość markowych butów, dżinsów, iPhone’ów, komputerów i tysiące innych produktów, bez których nie wyobrażamy sobie życia.