Włosko-amerykański koncern FCA Fiat Chrysler Automobiles łączy się z francuskim PSA (Peugeot, Citroën, Opel). Powstanie czwarty producent aut świata, co być może zapewni mu przetrwanie. Branża motoryzacyjna przeżywa dziś wstrząsy, jakich w ciągu 125 lat istnienia samochodu nie było. To wyzwanie także dla naszej gospodarki.
Fuzja koncernu Fiat Chrysler Automobiles z innym liczącym się producentem aut była zawsze obsesją Sergio Marchionne, dyrektora generalnego FCA. Nieustannie powtarzał, że w światowym przemyśle samochodowym panuje zbyt duża konkurencja i trzeba łączyć siły, bo duży może więcej, a idą trudne czasy. Ten menedżer-wizjoner, pozujący trochę na artystę (zawsze w czarnym swetrze), swoje obserwacje opierał na własnych doświadczeniach z walki o ratowanie marek Grupy Fiata (Fiat, Alfa Romeo, Lancia, Maserati). Dlatego kiedy nadszedł światowy kryzys 2008 r. i nad przepaścią stanęła amerykańska wielka trójka z Detroit, złożył ofertę przejęcia najmniejszego z tego grona – Chryslera. To był dość zaskakujący pomysł, bo Fiat nie należał do ekonomicznych potęg i od wielu lat był nieobecny na rynku amerykańskim. Miał także za sobą nieudany mariaż z General Motors, który skończył się szybkim rozwodem.
Starzejąca się włoska gwiazda
W 2008 r. rząd USA miał jednak na głowie światowy kryzys finansowy, który wywołali amerykańscy bankowcy, więc nie grymasił. Sam przejął zbankrutowany koncern GM, pomógł trochę Fordowi i pobłogosławił związek Fiata z Chryslerem, sypiąc nawet groszem. Tak narodził się FCA włosko-amerykański koncern z siedzibą w Holandii. Transatlantycki mariaż okazał się udany, ale szybko ratownik zamienił się w ratowanego.
To Chrysler ciągnie włosko-amerykański wózek. Głównie dzięki niezłej koniunkturze na rynku USA i powodzeniu dwóch amerykańskich marek – Jeep oraz RAM (wydzielonej z Dodge).