Rynek

Przerywany stosunek pracy

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg Adam Guz / Kancelaria Prezesa RM
Po kolejnych tarczach antykryzysowych i zapewnieniach rządu, że ich celem jest ochrona miejsc pracy, minister Marlena Maląg wymyśliła coś, czego polskie prawo nie przewiduje – przerywany stosunek pracy.

Pracodawca będzie mógł pracownika zawiesić na trzy miesiące, a państwo w tym czasie zapłaci mu zasiłek solidarnościowy w wysokości 1,2 tys. zł. Co potem? Tego pani minister nie powiedziała, można się jednak domyślić, że jak już niepotrzebny pracownik zniknie z firmy, to jego późniejsze zwolnienie będzie już tylko kwestią czasu. Pytań jest więcej. Przecież rząd cały czas się chwali, że na ratowanie firm przeznacza miliardy złotych. Że aby przedsiębiorstwa nie musiały zwalniać załóg, nie z własnej winy pozbawionych pracy, mogą uzyskać wsparcie na tzw. postojowe. Nawet jeśli będzie to 60 proc. płacy minimalnej (obecnie 2,6 tys. zł), to jest to jednak więcej niż zasiłek solidarnościowy. Ludzie cały czas czują się pracownikami, w każdej chwili są gotowi znów zacząć pracę. Zawieszenie daje im do zrozumienia, że stali się zbędni. W powrót na zajmowane wcześniej stanowisko, gdy znalazło się już za bramą, raczej trudno uwierzyć.

Czytaj także: Tarcze nie zachęcają do zwolnień. Ale są z nimi inne problemy

Solidarnie z „Solidarnością” przeciw pracownikom

Jeśli już mowa o solidarności, to co na to „Solidarność”? Szef związku Piotr Duda przeciwko propozycji pani minister pracy, a raczej bezrobocia, nie zaprotestował. Czy dlatego, że zamiast myśleć o obronie miejsc pracy, walczy o to, żeby zatrudnieni już po 35 latach (kobiety) i 40 (mężczyźni) mogli udać się na głodową emeryturę? Jako kiełbasę wyborczą – mocno nieświeżą, bo sprzed pięciu lat – obiecał mu to Andrzej Duda. Szef związku zawodowego „Solidarność” nie martwi się o kurczącą liczbę miejsc pracy, zachowuje się tak, jakby miał zamiar zakładać raczej związek emerytów i już teraz zabiegał o jak największą liczbę członków.

Pomysł pani minister pracy jest nie tylko głupi, ale także niezgodny z przepisami Międzynarodowej Organizacji Pracy, której Polska jest członkiem. To osłabia naszą pozycję na świecie, budząc tym większe zdziwienie, że to przecież PiS podzielił Polskę na liberalną i solidarną, mieniąc się jedynym rzecznikiem interesów tej ostatniej. Teraz solidarnie z „Solidarnością” zamierza wielu pracowników wystrychnąć na dudka.

Czytaj także: Tarcz przybywa, z pomocą dla przedsiębiorców krucho

Na czym zależy państwu

Najciekawsze jest to, że na pomysł zawieszania jako wstępu do zwalniania nie wpadła żadna z organizacji biznesowych, w każdym razie nic o tym nie wiadomo. Coraz głośniej mówi się natomiast, że na sposobach łatwiejszego rozstania się z pracownikami zależy właśnie państwu, które jest właścicielem największych polskich przedsiębiorstw, z dużymi przerostami zatrudnienia. A przy okazji zawieszeni o kilka miesięcy później zepsują statystyki bezrobotnych i niewykluczone, że będzie to już po wyborach.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną