Pracodawca będzie mógł pracownika zawiesić na trzy miesiące, a państwo w tym czasie zapłaci mu zasiłek solidarnościowy w wysokości 1,2 tys. zł. Co potem? Tego pani minister nie powiedziała, można się jednak domyślić, że jak już niepotrzebny pracownik zniknie z firmy, to jego późniejsze zwolnienie będzie już tylko kwestią czasu. Pytań jest więcej. Przecież rząd cały czas się chwali, że na ratowanie firm przeznacza miliardy złotych. Że aby przedsiębiorstwa nie musiały zwalniać załóg, nie z własnej winy pozbawionych pracy, mogą uzyskać wsparcie na tzw. postojowe. Nawet jeśli będzie to 60 proc. płacy minimalnej (obecnie 2,6 tys. zł), to jest to jednak więcej niż zasiłek solidarnościowy. Ludzie cały czas czują się pracownikami, w każdej chwili są gotowi znów zacząć pracę. Zawieszenie daje im do zrozumienia, że stali się zbędni. W powrót na zajmowane wcześniej stanowisko, gdy znalazło się już za bramą, raczej trudno uwierzyć.
Czytaj także: Tarcze nie zachęcają do zwolnień. Ale są z nimi inne problemy
Solidarnie z „Solidarnością” przeciw pracownikom
Jeśli już mowa o solidarności, to co na to „Solidarność”? Szef związku Piotr Duda przeciwko propozycji pani minister pracy, a raczej bezrobocia, nie zaprotestował. Czy dlatego, że zamiast myśleć o obronie miejsc pracy, walczy o to, żeby zatrudnieni już po 35 latach (kobiety) i 40 (mężczyźni) mogli udać się na głodową emeryturę? Jako kiełbasę wyborczą – mocno nieświeżą, bo sprzed pięciu lat – obiecał mu to Andrzej Duda. Szef związku zawodowego „Solidarność” nie martwi się o kurczącą liczbę miejsc pracy, zachowuje się tak, jakby miał zamiar zakładać raczej związek emerytów i już teraz zabiegał o jak największą liczbę członków.
Pomysł pani minister pracy jest nie tylko głupi, ale także niezgodny z przepisami Międzynarodowej Organizacji Pracy, której Polska jest członkiem. To osłabia naszą pozycję na świecie, budząc tym większe zdziwienie, że to przecież PiS podzielił Polskę na liberalną i solidarną, mieniąc się jedynym rzecznikiem interesów tej ostatniej. Teraz solidarnie z „Solidarnością” zamierza wielu pracowników wystrychnąć na dudka.
Czytaj także: Tarcz przybywa, z pomocą dla przedsiębiorców krucho
Na czym zależy państwu
Najciekawsze jest to, że na pomysł zawieszania jako wstępu do zwalniania nie wpadła żadna z organizacji biznesowych, w każdym razie nic o tym nie wiadomo. Coraz głośniej mówi się natomiast, że na sposobach łatwiejszego rozstania się z pracownikami zależy właśnie państwu, które jest właścicielem największych polskich przedsiębiorstw, z dużymi przerostami zatrudnienia. A przy okazji zawieszeni o kilka miesięcy później zepsują statystyki bezrobotnych i niewykluczone, że będzie to już po wyborach.