Rynek

Wakacje za jeden tysiąc. Rządowe bony nie uratują turystyki

Polacy na plaży w Brzeźnie mimo pandemii koronawirusa Polacy na plaży w Brzeźnie mimo pandemii koronawirusa Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Rząd planuje bony, by ratować polską turystykę. Dużo bardziej by jej pomógł, dając jasne wytyczne, jakie wakacje będą możliwe latem.

W ramach „plusów” PiS wkrótce ma pojawić się kolejny, oznaczony hasłem „1000 plus”. Tym razem chodzi o bony dla pracowników o wartości 1000 zł rocznie, które będzie można wydać na urlop w Polsce. Ostatecznego kształtu tego programu nie znamy, ale z deklaracji wicepremier Jadwigi Emilewicz wynika, że takie bony będą dostępne dla części pracowników. Chodzi o osoby zatrudnione na etacie, a równocześnie zarabiające mniej niż średnią krajową (czyli ok. 5,5 tys. zł brutto). Bony pracownikom mają kupować pracodawcy przy współudziale państwa.

Na razie, w związku z bardzo trudną sytuacją wielu firm, rząd obiecuje, że pokryje 90 proc. kosztów takiego bonu. W kolejnych latach udział państwa ma spadać, a pracodawców rosnąć. Pracownicy sam bon dostaną niejako w prezencie, ale muszą zapłacić od niego podatek, tak jak np. od dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego czy karty umożliwiającej korzystanie z obiektów sportowych.

Czytaj też: Spodziewamy się najgorszego. Źle to wróży gospodarce

Firm nie będzie stać na benefity

Pomysł ratowania turystyki – branży wyjątkowo dotkniętej trwającym kryzysem – jest oczywiście bardzo szlachetny. Pojawia się jednak szereg wątpliwości. Pierwsza to pytanie, czy stać nas na kolejny program obciążający budżet państwa, gdy w kolejce czeka wiele jeszcze pilniejszych potrzeb, a deficyt i tak będzie w tym roku ogromny. Trudno powiedzieć, jak na pomysł zareagują firmy, bo chociaż ich udział finansowy ma być niewielki, w tej chwili dla wielu przedsiębiorstw walczących o przetrwanie liczy się każda złotówka. Nie po to przecież występują o dopłaty do pensji, obcinają wynagrodzenia, ubiegają się o zwolnienie ze składek ZUS, aby teraz zwiększać wydatki. W czasie recesji benefity pozapłacowe będą z pewnością ograniczane, a nie rozszerzane. Słusznie pominięci mogą się też poczuć ci wszyscy, którzy pracują na własny rachunek albo korzystają z umów zlecenia czy o dzieło.

Czytaj też: Tarcza, czyli listek figowy

Inne wakacje, czyli jakie?

Polska turystyka z pewnością potrzebuje wsparcia, ale w pierwszej kolejności o zupełnie innym charakterze. Do lata epidemia w naszym kraju nie wygaśnie, więc te wakacje, jak na każdym kroku podkreślają przedstawiciele rządu, będą inne od poprzednich. To prawda – inne, ale jakie? Tego wciąż nie wiemy jako potencjalni turyści i nie wiedzą tego też właściciele wszelkiego typu obiektów turystycznych, restauracji czy biur podróży. Wiadomo, że na wypoczynek poza Polską nie ma raczej co liczyć – może z wyjątkiem Czech, Słowacji i Węgier, z którymi nasz kraj planuje znormalizować ruch transgraniczny. To tak naprawdę dobra informacja dla polskiej branży turystycznej, bo spragnieni wypoczynku Polacy na pewno będą chcieli wyjechać choćby na kilka dni, a skoro loty nad Morze Śródziemne wydają się mało prawdopodobne, pozostaje Bałtyk i Mazury.

Czytaj też: Świat u progu recesji. Jak źle będzie? Spójrzmy na literki

Turystyka bez jasnego przekazu

Niestety, rząd wciąż wstrzymuje się z określeniem zasad tej innej niż zwykle letniej turystyki, chociaż można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że sytuacja epidemiologiczna będzie za miesiąc czy dwa niewiele inna od dzisiejszej. Czy hotele będą mogły otwierać restauracje dla swoich gości? Czy w miejscowościach turystycznych pojawią się jak co roku bary? Na jakich zasadach możliwe będzie korzystanie z plaż?

Na te wszystkie pytania nie znamy odpowiedzi i nawet nie wiemy, kiedy je poznamy. W niepewności żyją organizatorzy kolonii i obozów dla dzieci i młodzieży. Najpierw usłyszeli, że takich atrakcji tego lata nie będzie, ale w międzyczasie przecież rząd pozwolił na otwarcie hoteli. Tymczasem turystyka przede wszystkim potrzebuje jasnego przekazu. Tak samo jak wielu Polaków, którzy chcą wydać pieniądze na wakacje w naszym kraju, ale wstrzymują się z rezerwacjami, bo boją się, że ich zaliczki przepadną. Tym w pierwszej kolejności powinien zająć się rząd, zamiast obiecywać kolejny „plus”.

Czytaj też: Cztery rządowe etapy nowej (nie)normalności

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną