Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Atom wraca. Kto uwierzy, kto się wkurzy?

Elektrownia jądrowa w Doel w Belgii, 2014 Elektrownia jądrowa w Doel w Belgii, 2014 Emmelie Callewaert / Wikipedia
Wracamy do atomu, będziemy budować elektrownię jądrową. Choć takich deklaracji słyszeliśmy już wiele, moment złożenia tej może zaskakiwać. Trwa kampania wyborcza, a górnicy są wściekli na rząd. Ten atom wkurzy ich jeszcze bardziej.

Do niekończącej się opowieści o budowie polskiej elektrowni jądrowej minister klimatu Michał Kurtyka dopisuje własny rozdział. Właśnie oficjalnie zakomunikował, że jednak ją zbudujemy. Pierwsze wbicie łopaty w 2026 r., pierwszy blok o mocy 1–1,5 tys. MW zacznie pracę w 2033 r. Do 2040 pracować ma już sześć bloków. Deklarację w tej sprawie minister Kurtyka złożył Williamowi Magwoodowi, dyrektorowi generalnemu NEA, agencji ds. energii jądrowej OECD. Nie mamy informacji, co na to dyrektor Magwood, ale zapewne przyjął tę wiadomość ze spokojem. Polski program atomowy jest słynny w świecie, bo nikt tak długo nie prowadzi dyskusji w sprawie energetyki atomowej, nie dorabiając się w tym czasie ani megawata energii z atomu. Budowane na świecie elektrownie jądrowe, które powstawały w czasach, kiedy Polska rozpoczynała przygotowania do takiej inwestycji – a było to na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego stulecia – dożywają swoich dni. My zaś wciąż dyskutujemy i wciąż zmieniamy decyzje.

Czytaj także: Mijają lata i nic. PiS w atomowym impasie

Przyzwyczajeni, by się nie przyzwyczajać

Już Krzysztof Tchórzewski, minister energii w poprzednim rządzie, przyzwyczaił nas do tego, by się nie przywiązywać zbytnio do deklaracji w sprawie atomu. Jednego dnia mówił, że zaraz ruszy budowa, a tydzień później, że na co nam atom, skoro mamy węgiel, a na taką inwestycję to nas zresztą nie stać. Potem znowu był za, chwilę później przeciw. W projekcie Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. – podstawowym dla energetyki dokumencie, który powstaje latami i wciąż nie może powstać – zapisano, że w latach 2033–2039 powstaną w Polsce cztery bloki o łącznej mocy 4–6 tys. MW, a do 2043 r. kolejne dwa. Tak więc minister Kurtyka, który teraz odpowiada za sprawy energetyki, najwyraźniej postanowił odkurzyć stary projekt – i stąd ta zapowiedź. Przy okazji obiecał, że Polska Polityka Energetyczna do 2040 r. niebawem zostanie ukończona i stanie się oficjalnym dokumentem. Ile to już lat pada taka obietnica?

Czytaj także: Fantazje o atomie. Jak Naimski obiecał sześć reaktorów jądrowych

Elektrownie węglowe się sypią, nikt nie wie, co dalej

Te nasze atomowe rozterki wynikają z braku pomysłu na transformację energetyczną. My nie wiemy nie tylko, co z elektrownią atomową, ale właściwie nic nie wiemy, co dalej z energetyką. Świadomość, że dotychczasowego modelu nie jesteśmy w stanie utrzymać, staje się coraz powszechniejsza. I to nie tylko dlatego, że elektrownie węglowe się sypią, ale dlatego, że mamy coraz mniej węgla i skazujemy się na jego import. Rosnące koszty emisji CO2 sprawiają, że energia z węgla staje się też coraz droższa. Rozwój technologiczny energetyki odnawialnej sprawił, że jest ona coraz tańsza i wygrywa z węglem.

Czytaj także: 6 faktów o pisowskim rynku mocy

Zaletą elektrowni jądrowej jest to, że nie emituje CO2, więc energia jest tania. Problem w tym, że budowa jest piekielnie droga, zwłaszcza że po Czarnobylu i Fukushimie, wzrosły wymagania i instalacje muszą spełniać wyśrubowane standardy bezpieczeństwa. Dziś mówi się, że pierwsza elektrownia o mocy 4,5 tys. MW będzie kosztować 75 mld zł, ale spokojnie można przyjąć, że przekroczy 100 mld zł. Czas budowy – 7 lat – też można włożyć między bajki. Wystarczy sprawdzić, ile czasu Finowie rozbudowywali elektrownię Olkiluoto. Budowa jednego bloku miała 11 lat poślizgu i trwała w sumie 15 lat. Koszt wzrósł trzykrotnie, dochodząc do 8,5 mld euro.

Elektrownia jądrowa? I tak nas nie stać

Choć przygotowania do budowy pierwszej elektrowni jądrowej, formalnie rzecz biorąc, trwają już od kilkunastu lat, a w ramach Polskiej Grupy Energetycznej działa spółka PGE EJ1, której zadaniem jest budowa takiej elektrowni, to jednak obecny prezes PGE deklaruje, że koncern inwestycji nie sfinansuje. Nie stać go. I tak wydał już na atom ok. 0,5 mld zł. Znalezienie pieniędzy i stworzenie modelu finansowego budowy oraz eksploatacji takiej elektrowni będzie więc nie lada wyzwaniem. Nie spodoba się ona górnikom, którzy w atomie widzą śmiertelne zagrożenie. Bo energetyka jądrowa wyssie pieniądze, na które liczą, a potem zastąpi energetykę węglową. I dlatego, jak łatwo przewidzieć, temat atomu znowu trafi na półkę.

Czytaj także: Zamykać czy zachować elektrownie atomowe? To skomplikowane

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną