Dwa dni temu Tesla świętowała dziesiątą rocznicę debiutu na nowojorskiej giełdzie. Cena akcji wynosiła wówczas 17 dol., dzisiaj zaś jest na poziomie ponad tysiąca dolarów. Jednak kto inwestuje w tę firmę, ten musi mieć mocne nerwy. Jeszcze na jesieni ubiegłego roku za jedną akcję Tesli trzeba było zapłacić ok. 250 dol. Następnie zaczął się szaleńczy rajd, a w lutym kurs osiągnął 900 dol. Potem przyszło załamanie, gdy giełdy całego świata zrozumiały, jakie zagrożenie niesie koronawirus. W miesiąc akcje Tesli staniały o połowę, ale potem zaczęły szybko odrabiać straty, a w czerwcu kurs przebił psychologiczną granicę tysiąca dolarów. I rośnie.
Czytaj także: Gigafabryka Tesli pod Berlinem to także szansa dla Polaków
Pozbyć się Muska?
Nie znaczy to wcale, że Elon Musk może spać spokojnie. PIRC, jedna z ważnych firm doradzających inwestorom, sugeruje posiadaczom akcji Tesli, aby się go pozbyli. Okazja ku temu będzie we wrześniu, gdy ma się odbyć opóźnione z powodu pandemii walne zgromadzenie akcjonariuszy. Musk jest może i twarzą Tesli, ale też nie stroni od kontrowersji. Dwa lata temu na Twitterze sugerował, że wycofa Teslę z giełdy, chociaż nie miał wcale na to środków. Wówczas nie było jasne, czy Tesla w ogóle przetrwa, czy nie upadnie pod ciężarem ogromnych strat i znacznie wolniejszego od zakładanego wzrostu produkcji.