Dzisiejsze przemówienie Jerome’a Powella, szefa amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Federal Reserve System, odpowiednik banku centralnego), z uwagą śledzono na całym świecie, bo chociaż dotyczyło gospodarki Stanów Zjednoczonych, jego konsekwencje będą odczuwalne wszędzie. Powell nie zawiódł oczekiwań i ogłosił rewolucyjną zmianę.
Czytaj także: Dlaczego mamy i spowolnienie, i wysoką inflację?
Wyższa inflacja sposobem na kryzys
Do tej pory podstawowym celem Rezerwy Federalnej było utrzymywanie stopy inflacji na poziomie ok. 2 proc. rocznie. Teraz Amerykanie są gotowi okresowo na wyższą inflację, byle tylko szybciej wyjść z kryzysu. Cel 2 proc. niby zostaje, ale jako średnia dla długiego okresu. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli wzrost cen nieco przyspieszy, Rezerwa Federalna zapewne nie podniesie od razu stóp. Są one praktycznie zerowe i takie pozostaną jeszcze długo. A dokładnie tak długo, aby stopa bezrobocia wróciła do poziomów sprzed pandemii. W tej chwili wynosi ona w Stanach Zjednoczonych ok. 10 proc., a jeszcze kilka miesięcy temu była poniżej 4 proc.
Ucierpią oszczędzający
Zmiana strategii banku centralnego ma ogromne konsekwencje także dla lawinowo rosnącego amerykańskiego zadłużenia. Wyższa inflacja oznacza łatwiejsze spłacanie zobowiązań przez rząd czy stany. Z drugiej strony rosnące ceny przy zerowych stopach procentowych są fatalną informacją dla oszczędzających. To oni mają na swoje barki tak naprawdę wziąć ciężar odbudowy.