W czwartek 10 września w Warszawie odbyło się czwarte posiedzenie zespołu, który miał wypracować plan głębokiej reformy górnictwa. Byli na nim obecni nadzorujący sektor węglowy wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń, minister klimatu Michał Kurtyka, przedstawiciele spółek węglowych i energetycznych, a także liderzy największych działających na Śląsku central związkowych. Spotkanie poświęcono opracowanej niedawno przez resort klimatu nowej, już trzeciej wersji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP).
Zakłada ona m.in. budowę zeroemisyjnego systemu energetycznego, pełną dekarbonizację ciepłownictwa indywidualnego (do 2030 r. w miastach i do 2040 na wsiach), a w ślad za tym radykalne zmniejszenie udziału węgla w produkcji prądu. Rząd chce, by w 2030 r. – w zależności od cen uprawnień do emisji CO2 – wynosił on od 37,5 do 56 proc., a w 2040 od 11 do 28 proc. W planach tych górnicy odczytują zamiar likwidacji kopalń, dlatego zanim się na to zgodzą, oczekują od rządu nowych miejsc pracy. Problem w tym, że jakiekolwiek obietnice w tym zakresie są dziś składane bez pokrycia.
Czytaj też: Rząd i górnicy na kursie kolizyjnym. Co leży na stole?
Rozmowy z górnikami. Rząd na straconej pozycji
Jeszcze przed rozpoczęciem rozmów rządu z górnikami było wiadomo, że będzie sukces, jeśli obie strony uda się zatrzymać przy stole negocjacyjnym. Już wtedy górnicy deklarowali, że proponowane tempo i sposób dekarbonizacji gospodarki są dla nich nie do zaakceptowania. Mniej radykalnie wypowiadali się jedynie nieoficjalnie, przyznając, że mają świadomość nieuchronnego zmierzchu ery węgla, ale w zamian za poparcie oczekują konkretnego, obliczonego na wiele lat planu transformacji Śląska (w myśl zasady: „miejsce pracy za miejsce pracy”).