Polski Fundusz Rozwoju, dzisiejszy właściciel producenta pociągów i tramwajów z Bydgoszczy, chwali się w sponsorowanych materiałach zakończeniem dostaw spalinowych składów dla kolei niemieckich. Kilka dni temu oficjalnie powiadomiła o tym sama Pesa. Tę informację należy przyjąć z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony to wielka szkoda, bo chociaż ramowe zamówienie z 2012 r. opiewało na ponad 400 pojazdów, ostatecznie koncern Deutsche Bahn zamówił tylko 72 sztuki. Ale równocześnie zakończenie tego kontraktu to dobra informacja, bo przyniósł on Pesie mnóstwo kłopotów i był jednym z głównych powodów nacjonalizacji spółki. Bez interwencji Polskiego Funduszu Rozwoju (czyli podatników) przestałaby ona istnieć.
Czytaj także: Polskie tramwaje i autobusy miały być naszą dumą i specjalnością
Ofiara własnej pychy
Gdy Pesa zdobyła zamówienie od Niemców, wydawało się, że złapała Pana Boga za nogi. Ówczesne szefostwo firmy było wyjątkowo dumne z kontraktu, a i wielu Polaków zwróciło uwagę na bydgoską spółkę mającą ambicje stać się jednym z najważniejszych europejskich graczy wśród producentów taboru. Niestety, Pesa nie wzięła pod uwagę, że na niemiecką homologację będzie musiała czekać bardzo długo, co skończy się płaceniem ogromnych kar za opóźnienia i zamrożeniem znacznej ilości gotówki w gotowych, ale niedostarczonych składach. W międzyczasie doszły problemy z innymi kontraktami w Polsce, na przykład na dostawy Dartów dla PKP Intercity czy tramwajów dla polskich miast.