Rynek

Pesa dla Deutsche Bahn, czyli wielka biznesowa klapa

Zakład Pesa. Pociąg marki Link przygotowany dla Deutsche Bahn Zakład Pesa. Pociąg marki Link przygotowany dla Deutsche Bahn Łukasz Antczak / Agencja Gazeta
Bydgoska Pesa pod państwowym nadzorem wciąż nie może wyjść na prostą. Dobiegła końca umowa z Deutsche Bahn, która miała być kontraktem stulecia, a stała się biznesową katastrofą.

Polski Fundusz Rozwoju, dzisiejszy właściciel producenta pociągów i tramwajów z Bydgoszczy, chwali się w sponsorowanych materiałach zakończeniem dostaw spalinowych składów dla kolei niemieckich. Kilka dni temu oficjalnie powiadomiła o tym sama Pesa. Tę informację należy przyjąć z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony to wielka szkoda, bo chociaż ramowe zamówienie z 2012 r. opiewało na ponad 400 pojazdów, ostatecznie koncern Deutsche Bahn zamówił tylko 72 sztuki. Ale równocześnie zakończenie tego kontraktu to dobra informacja, bo przyniósł on Pesie mnóstwo kłopotów i był jednym z głównych powodów nacjonalizacji spółki. Bez interwencji Polskiego Funduszu Rozwoju (czyli podatników) przestałaby ona istnieć.

Czytaj także: Polskie tramwaje i autobusy miały być naszą dumą i specjalnością

Ofiara własnej pychy

Gdy Pesa zdobyła zamówienie od Niemców, wydawało się, że złapała Pana Boga za nogi. Ówczesne szefostwo firmy było wyjątkowo dumne z kontraktu, a i wielu Polaków zwróciło uwagę na bydgoską spółkę mającą ambicje stać się jednym z najważniejszych europejskich graczy wśród producentów taboru. Niestety, Pesa nie wzięła pod uwagę, że na niemiecką homologację będzie musiała czekać bardzo długo, co skończy się płaceniem ogromnych kar za opóźnienia i zamrożeniem znacznej ilości gotówki w gotowych, ale niedostarczonych składach. W międzyczasie doszły problemy z innymi kontraktami w Polsce, na przykład na dostawy Dartów dla PKP Intercity czy tramwajów dla polskich miast. W każdym przypadku spóźnienia skutkowały naliczaniem kar, a dodatkowo koszty produkcji były wyższe niż wartości kontraktów. W końcu spółka straciła płynność finansową.

Pesa wreszcie na prostej? Czysty marketing

Polski Fundusz Rozwoju zapewnia, że po nacjonalizacji w 2018 r. firma wyszła już na prostą – oczywiście dzięki wspaniałemu zarządzaniu przez nowego właściciela. Rzeczywistość przeczy tym marketingowym komunikatom. W ubiegłym roku Pesa nadal notowała straty – jej wynik finansowy to pół miliarda złotych na minusie. W 2020 r. ma być podobno lepiej, ale spółka wciąż ponosi konsekwencje własnej niesolidności. Na początku tego roku straciła duże zamówienie dla SKM Warszawa z powodu ogromnych opóźnień w dostarczaniu Elfów. Niedawno zakończyła dostawy dziesięciu tramwajów dla Częstochowy, ale jeden z nich miasto dostanie praktycznie gratis – tak duże są kary za nieterminową realizację zamówienia.

Pesa gra już w innej lidze

Pesa co prawda chwali się, że zdobywa też nowe, tym razem już rentowne kontrakty. Będzie na przykład dostarczać tramwaje do Rumunii, pociągi do Czech i do Kolei Dolnośląskich. Jednak to wszystko umowy na niewielką skalę. Pesa gra dziś w zupełnie innej lidze niż jeszcze kilka lat temu, a do tego wciąż nie może wyjść na prostą i zacząć przynosić stabilnych zysków. Co gorsze, Polski Fundusz Rozwoju nie ma dla niej żadnej sensownej wizji – nomen omen – rozwoju. W ten sposób można oczywiście wegetować, szukając drobnych zamówień w Polsce i krajach ościennych, ale nie można wykorzystać swojego potencjału. Pesa jako prywatna firma padła ofiarą własnej pychy, gdy przeceniła swoje możliwości i zdobyła za dużo zamówień naraz. Pesa jako państwowa firma jest dowodem na to, że państwo poza ratowaniem za nasze pieniądze niewiele potrafi. Tymczasem bez międzynarodowej ekspansji firma jest skazana na kłopoty, bo z powodu pandemii polskie miasta i regiony w najbliższym czasie pewnie jeszcze ograniczą zakupy nowego taboru, zarówno tramwajów, jak i pociągów. Zwłaszcza że nie wiemy, czy w ogóle dostaną na to środki unijne w nadchodzącej perspektywie finansowej 2021–27.

Czytaj więcej: Pesa na zakręcie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną