Drodzy rodacy, pobudka. Skończył się sezon wyborczy, kiedy obowiązywał okres ochronny zakazujący psucia społecznych nastrojów podwyżkami cen prądu. Wybory za nami, kryzys przed nami, więc zaczęły się schody. W nowym roku czekają nas nowe ceny energii elektrycznej. Ile ostatecznie zapłacimy, jeszcze dokładnie nie wiadomo, bo nie wszystkie składniki naszego rachunku zostały ustalone. Ale wiadomo, że każde gospodarstwo zapłaci miesięcznie od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych drożej. Wszystko zależy od tego, kto jest naszym dostawcą, jaką mamy z nim umowę, według jakiej taryfy się rozliczamy i ile energii zużywamy. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził już większość nowych taryf na energię, czekają jeszcze taryfy przesyłowe, czyli opłata za usługę dostarczenia energii do naszych domów. Przesył to połowa rachunku, jaki płacimy. Ale to nie koniec, bo od 1 stycznia dojdzie nam jeszcze jeden nowy składnik.
Czytaj także: Dokąd zmierza unijna i polska transformacja energetyczna?
Za co i dlaczego zapłacimy drożej?
Dlaczego energia drożeje? Ona już zdrożała dwa lata temu, ale żeby nas nie denerwować, ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski musiał zorganizować całą inżynierię finansową, która miała sprawić, żebyśmy odnieśli wrażenie, że państwo sprzedaje nam prąd poniżej kosztów. Zostało to osiągnięte przy pomocy tzw. ustawy prądowej, która przewidywała zamrożenie cen na poziomie 2018 r.