Kolejne decyzje rządu w sprawie walki z pandemią nie są – jak już od dawna wiemy – oparte na żadnych konkretnych badaniach naukowych, więc nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Dzisiaj premier zapowiedział poluzowanie obostrzeń mimo utrzymującej się bardzo wysokiej liczby zgonów z powodu koronawirusa i związanych z nim powikłań. Chociaż wcześniej minister zdrowia zapowiadał, że do 14 lutego żadnych zmian nie będzie, te jednak nastąpią już 12 lutego. Oto prezent od polityków na walentynki.
Kultura odetchnie na pół gwizdka
12 lutego będzie – przynajmniej teoretycznie – dobrym dniem dla kultury. Do otwartych od początku miesiąca muzeów i galerii dołączą opery, filharmonie, kina i teatry, chociaż z maksymalnie 50-procentową frekwencją. Dla teatrów wspieranych publicznymi pieniędzmi to dobra informacja, dla teatrów prywatnych już gorsza, bo one potrzebują wysokiej frekwencji, aby nie przynosić strat. Otwarte zostaną kina, chociaż ich właściciele cieszyć się mogą w stopniu umiarkowanym. Zakazane będzie jedzenie i picie na salach (a sprzedaż przekąsek i napojów to ważne źródło przychodów w kinach), a do tego trudno o nowy repertuar, zwłaszcza filmy amerykańskie, bo w Stanach Zjednoczonych kina funkcjonują na minimalnych obrotach, więc dystrybutorzy opóźniają premiery. Jednak weekend walentynkowy zapewne okaże się dla naszych kin udany, bo wiele osób spragnionych seansów nie będzie zbyt wybrednych.
Czytaj także: Ani „Diuny”, ani „Jamesa Bonda”. Stracony rok dla kina
Złe wiadomości dla gastronomii i fitnessu
Obok kultury dobre wiadomości pojawiły się dzisiaj dla niektórych sportów. Otwarte zostaną baseny oraz stoki narciarskie, z których część, nie czekając na decyzję rządu, działa już teraz, starając się znaleźć luki w przepisach. Z drugiej strony zamknięte pozostaną aquaparki oraz siłownie, a zatem należy spodziewać się coraz ostrzejszych protestów branży fitness i coraz powszechniejszego obchodzenia restrykcji. Mieszane uczucia mogą mieć hotelarze – co prawda od przyszłego piątku będą mogli przyjmować wszystkich gości, ale udostępnić im mogą jedynie połowę obiektów, restauracje hotelowe muszą pozostać zamknięte, a jedzenie ma być dostarczane bezpośrednio do klientów w pokojach.
Czytaj także: Smaki Polskiego Nie-Rządu. Gastronomia walczy o przetrwanie
Reszta sezonu zimowego uratowana
Taka decyzja w połączeniu z brakiem zmian w szkołach (nauka zdalna nadal dla wszystkich dzieci poza klasami I–III) oznacza, że spełni się zapewne scenariusz, przed którym jeszcze kilka dni temu ostrzegał minister zdrowia. Kto tylko może, będzie starał się wykorzystać zimową aurę i pojechać w góry na spóźnione ferie. To właśnie górskie miejscowości mogą sobie pogratulować skutecznej presji wywieranej na rządzących. Wszystko wskazuje na to, że właścicielom pensjonatów i stoków uda się uratować resztę zimy. Najgorsze nastroje za to panują z pewnością w branży gastronomicznej. Dla niej żadnych dobrych wiadomości nie ma i pewnie jeszcze długo nie będzie. Posiłki wciąż sprzedawać można wyłącznie na wynos lub w dostawie.
Gospodarka przed edukacją
W obecnej sytuacji pandemicznej zbyt duże luzowanie restrykcji byłoby działaniem szaleńczym, więc rząd musiał określić priorytety. I zrobił to, stawiając gospodarkę przed edukacją. Do szkół nie wrócą na razie ani ósmoklasiści, ani maturzyści, nie mówiąc o innych rocznikach poza najmłodszymi. Nie ma nawet rozwiązań pośrednich w stylu trybu hybrydowego czy rotacyjnego przy zmniejszonej liczebności klas. Ważniejsze są sklepy w centrach handlowych, hotele i kina niż kształcenie młodego pokolenia i kondycja psychiczna rodzin, obciążonych jednoczesną pracą i nauką zdalną. A podobno to rodzina jest w dzisiejszej Polsce najważniejsza.
Czytaj też: Spadek PKB w 2020, czyli tragedii nie ma?