Każdy przeżywa pandemię na swój sposób. Na przykład Andrzej, szef produkcji w podpoznańskiej firmie wytwarzającej stoiska targowe, na razie – odpukać – uniknął zakażenia, podobnie jak jego partnerka, a także ich 2,5-letnie dziecko. Ale z resztą spraw jest kiepsko, zwłaszcza jeśli chodzi o finanse. Domowy budżet nagle im się skurczył mniej więcej o połowę. A spłacają kredyt mieszkaniowy, urządzają się, a dziecko ma alergię, więc dochodzą koszty jego leczenia, pielęgnacji i żywienia. Pracy wprawdzie nie stracili, ale zarobki spadły.
– Dla naszej firmy pandemia była jak zderzenie pędzącego auta ze ścianą. Na początku zeszłego roku mieliśmy jeszcze masę pracy i nagle – stop. Lockdown, targi odwołane, klienci wycofują zamówienia. Najpierw było niedowierzanie. Liczyliśmy, że sytuacja wróci do normy, zapowiadało się, że jesienne targi jednak się odbędą, ale okazało się, że nie. Pomoc państwa jest niewielka, a przestawić się na inną działalność szybko się nie da. Produkcja stoisk targowych to wąska specjalizacja, więc zapotrzebowanie na pracowników z moimi kwalifikacjami jest ograniczone – opowiada Andrzej.
W tej sytuacji ciężar utrzymywania domu w większym stopniu spadł na jego partnerkę, która pracuje jako handlowiec w dużej firmie. Firma zarządziła pracę zdalną, żadnych delegacji i bezpośrednich kontaktów z klientami, choć to one wcześniej decydowały o wynikach handlowych. A ponieważ premia za wyniki to ważny element jej zarobków, każdego miesiąca nie są pewni, czy im się budżet zepnie. – Spłacamy kredyt, reszta idzie tylko na to, co absolutnie konieczne. Żadnych pożyczek ani nowych kredytów nie możemy już brać – opowiada Andrzej.
Niedomknięty budżet
W podobnej sytuacji jest wiele osób.