Najczarniejszy scenariusz pisany przez pandemiczny stan nadzwyczajny – bankructw i raju dla windykatorów – nie sprawdził się. Faktem jest, że (zwłaszcza w miastach) przybywa opustoszałych lokali. O przyszłość drżą gastronomia, turystyka i rozrywka – mówi się o biznesowych dramatach, ale to jeszcze nie jest fala. Wręcz przeciwnie: według danych Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii w porównaniu z lutym 2020 r. przybyło w Polsce ponad 130 tys. firm.
Z opublikowanych niedawno badań firmy Ernst&Young wynika, że kondycja firm jest niezła. Prawie 70 proc. utrzymało zatrudnienie. Ponad 90 proc. wypłaca pensje bez poślizgów. Blisko połowa pozytywnie ocenia położenie swojego biznesu mimo istotnego spadku przychodów.
Hotelarzom i właścicielom obiektów noclegowych niebawem przepadną trzecie – po feriach i świątecznych wyjazdach wielkanocnych – tegoroczne żniwa, czyli majówka. Zakaz wynajmu turystycznego został przez rząd na razie podtrzymany do końca majowego długiego weekendu. Na huśtawce są sklepikarze funkcjonujący w centrach handlowych, fryzjerzy i właściciele salonów kosmetycznych – żyją od konferencji do konferencji ministra Niedzielskiego, podczas których grobowym głosem ogłasza on najnowsze rządowe decyzje dotyczące biznesu.
Pogodzenie ze smutnym losem osiągnęło już ten punkt, że zaprzestano dochodzenia logicznych podstaw zakazów. Oraz przewidywania, jakie są najnowsze refleksje rządzących w kwestii wpływu otwarcia poszczególnych gałęzi biznesu na szerzenie się wirusa. Wróżenie poluzowania restrykcji na podstawie zarządzeń w sprawie placówek edukacyjnych (licznych i tłocznych) to próżny trud. Bo wciąż wysyłane są przez rządzących sprzeczne komunikaty. 19 kwietnia otwarto ponownie żłobki i przedszkola. Minister edukacji Przemysław Czarnek dał nadzieję, że następne będą klasy 1–3 – być może jeszcze w kwietniu – a zaraz potem kolejne.