Przed zeszłorocznym sezonem wakacyjnym panował optymizm. Okiełznanie pierwszej fali pandemii w Europie i koniec co najmniej kilkutygodniowych lockdownów zachęcał do wyjazdów. Ale entuzjazm był, oczywiście, przedwczesny. Jesienna fala skróciła sezon, a nawet latem nie wszystkie kraje się otworzyły. Nie było turystów spoza Europy, a sami Europejczycy nie mieli pewności, czy i dokąd wolno podróżować. Potem przyszła zima, gdy wyjazdy stały się niemal całkowicie niemożliwe, a jedną z nielicznych opcji był Zanzibar, który udawał, że pandemii tam nie ma, więc uznawano go za bezpieczny.
Wiele wskazuje, że teraz optymizm będzie jeszcze silniejszy, a nagromadzony popyt na podróże wystrzeli. Postęp szczepień w krajach Unii i koordynacja certyfikatów dają nadzieję, że nadchodzące lato nie będzie tylko chwilowym oddechem od ograniczeń, ale początkiem ich końca.
Czytaj także: Europa powoli znosi restrykcje. Co z podróżami?
Bardziej lokalnie: podróże krajowe i wewnątrz Unii
O tym, jak duża jest tęsknota za wakacyjnymi wyjazdami po półtora roku pandemii, świadczą nie tylko odczucia, ale i twarde dane. Wystarczy spojrzeć na dwa kraje, które wyprzedzają nawet Unię w kwestii kontroli pandemii – Stany (gdzie najważniejszy jest błyskawiczny postęp szczepień) i Australię (tam sekretem sukcesu są ciągle bardzo ostre kontrole graniczne, bo z kłuciem idzie raczej kiepsko). Linie w obydwu państwach już mówią, że zarówno popyt, jak i ceny biletów na trasach krajowych wróciły do poziomu sprzed pandemii lub nawet go przekroczyły.