Głównym sprawcą lawiny paczkomatów jest firma InPost, która postawiła w Polsce już prawie 12 tys. takich urządzeń. Z paczkomatów (nazwa prawnie zastrzeżona przez InPost) można odbierać paczki, najczęściej z internetowymi zakupami, a także je wysyłać. Firma założona i kierowana przez Rafała Brzoskę, i od niedawna notowana na holenderskiej giełdzie, zapowiada, że do końca tego roku będzie miała 15 tys. paczkomatów. Jej potencjalni konkurenci długo tylko przyglądali się tej ofensywie. Teraz chcą zacząć lidera gonić.
Powód jest oczywisty. Po wybuchu pandemii Polacy w internecie kupują i sprzedają coraz więcej. Z analiz rynku wynika, że paczkomaty, lub ich odpowiedniki, są najbardziej lubianą przez Polaków metodą odbioru i nadawania przesyłek. Przebijają ofertę kurierską, czasowo bardziej nieobliczalną, i punkty odbioru w sklepach, w czasie pandemii postrzegane jako mniej bezpieczne. – Liczba paczek wysyłanych do klientów indywidualnych sięga w Polsce ok. 800 mln rocznie, a w perspektywie czterech lat może się podwoić. Wiemy też, że coraz więcej osób będzie wybierać odbiór z metalowych skrzynek zamiast dostawy przez kuriera, pod drzwi. Sieć takich urządzeń będzie więc jeszcze rosnąć. Pytanie tylko, kto zaspokoi ten popyt – InPost czy inne firmy – zastanawia się Michał Czechowski, dyrektor zarządzający SwipBox Polska.
Spore trudności
Już od kilku lat duże inwestycje w tej dziedzinie zapowiadała Poczta Polska. Przy okazji starała się nawet uniemożliwić InPostowi zastrzeżenie nazwy „paczkomat”, ale bez powodzenia. Na razie postawiła niewiele ponad dwieście urządzeń. W przyszłym roku narodowy operator pocztowy i niedoszły organizator kopertowych wyborów prezydenckich chce mieć przynajmniej 2 tys. automatów do obioru przesyłek.