Przed pandemią co roku wiosną i latem do Norwegii za pracą ściągało niemal 30 tys. Polaków. Zatrudnienie znajdowali w turystyce, w budowlance, w przetwórstwie ryb, a przede wszystkim w rolnictwie. W maju przyjeżdżali na zbiory brukselek i szparagów. W połowie czerwca do wyjazdu pakowali się zatrudnieni na plantacjach truskawek i malin. Późnym latem z kolei pracownicy sadów śliwkowych i jabłkowych. W tym roku walizki kurzą się na szafie, a norweski rząd nie spieszy się z zajęciem ostatecznego stanowiska w kwestii swobodnego przemieszczania się do i z Norwegii.
Czytaj także: Zatrute fiordy
Norwegia zamyka się przed koronawirusem. I nie tylko
29 stycznia 2021 r. premier Norwegii Erna Solberg zamknęła granice dla obcokrajowców. Początkowo tylko na dwa tygodnie, szybko jednak stało się jasne, że obostrzenia zostaną na dłużej. Powód? W Norwegii zaczęła rozprzestrzeniać się brytyjska mutacja koronawirusa. Drugie dno? Wrześniowe wybory parlamentarne – jako przewodnicząca Partii Konserwatywnej Solberg nie może popełnić żadnego błędu. A opozycja już zarzuca rządowi brak skutecznych działań w zapobieganiu nowym zakażeniom.
Zamknięcie granic i utrzymywanie tego statusu nie były decyzjami bezkosztowymi. Swoje obawy niemal natychmiast wyrazili przedsiębiorcy z przemysłu stoczniowego, budowlanego, rybnego oraz rolnicy. To właśnie te gałęzie przemysłu opierają się w dużej mierze na sile roboczej ze Wschodu.
Czytaj także: Skąd się biorą łososie norweskie
Wsparcie dla rolników i walka z bezrobociem
Jeszcze w lutym rząd przedstawił projekt wsparcia dla rolnictwa.