W statystykach, a szczególnie w obrazujących je grafikach, pozycja naszego węgla kamiennego osiągnęła szczyt Himalajów. Polska wydobywa 96 proc. węgla UE! Reszta przypada na Czechy. Edward Gierek w nieznanym nam jeszcze świecie bytów minionych pewnie kraśnieje z dumy, choć nie do końca. W liczbach odpowiedzialnych za dane Europejskiego Urzędu Statystycznego (Eurostat) dotyczących 2020 r. to odpowiednio 54,24 mln ton po naszej stronie i 2,26 mln ton u naszych południowych sąsiadów.
Tak więc jeśli liczymy tony, a nie procenty – sprawa wygląda ciut gorzej, bo za późnego Gierka wydobycie sięgało 200 mln. Według Ministerstwa Aktywów Państwowych rok temu górnictwo odnotowało 4,33 mld zł strat netto – przy 78 tys. zatrudnionych daje to ok. 55,4 tys. na każdego górnika, ale akurat ten wynik na nikim nie robi wrażenia.
Czytaj też: Wszyscy płacimy za Turów. I to od ponad 200 lat
Górnictwo. Nie jest gorzej, więc jest nieźle
Można przyjąć, że w kończącym się właśnie roku produkcja węgla utrzyma się na podobnym poziomie, no może będzie odrobinę niższa. Straty też. W pierwszych trzech kwartałach wyniosły 2,3 mld zł netto. Na jednego zatrudnionego, od sekretarki po kamrata, wypada więc ok. 30 tys. zł. Według finansów rządzących w górnictwie jest więc nieźle, bo nie jest gorzej. A to już dużo.
Ten wynik – który będzie argumentem w żądaniach podwyżki płac – wynika z cen węgla obowiązujących w ostatnich miesiącach na europejskim rynku.