Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Wojna o Turów, czyli Morawiecki na grillu Ziobry. Płacimy tę karę czy nie?

Kopalnia Węgla Brunatnego Turów Kopalnia Węgla Brunatnego Turów David W. Cerny / Forum
Polityczno-gospodarczy thriller pt. „Wojna o Turów” to serial, który wydaje się nie mieć końca. Właśnie zaczęła się piąta seria – i już na starcie mamy sporo zwrotów akcji. Koszt tej superprodukcji rząd oszacował wstępnie na 200 mln zł. Zapłacimy wszyscy i zapewne dużo więcej. Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Zacznijmy od streszczenia poprzednich serii. W pierwszej, rozgrywającej się kilka lat temu, poznaliśmy miejsce dramatu. To Kopalnia Węgla Brunatnego Turów, leżąca w Worku Turoszowskim, przylegająca do granicy czeskiej i stanowiąca zaplecze surowcowe dla sąsiadującej z nią elektrowni PGE. Kopalni właśnie wygasała koncesja, a Czesi bardzo narzekali, że wydobycie wiąże się ze sporymi uciążliwościami dla mieszkańców przygranicznych wsi i miasteczek. My mamy węgiel i energię, a oni muszą znosić pył, hałas i borykać się z brakami wody. PGE wyjaśniało, że Czesi histeryzują i nic złego im się nie dzieje. Czesi liczyli, że ewentualne przedłużenie koncesji będzie możliwe dopiero po transgranicznych uzgodnieniach środowiskowych, w których – jako sąsiedzi – wezmą udział. Stało się inaczej, bo minister środowiska Michał Kurtyka mimo czeskich protestów przedłużył koncesję na wiele kolejnych lat.

Czesi skarżą Polskę przed TSUE

Druga seria thrillera zaczęła się mocno: Czesi wnieśli przeciw Polsce skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE, żądając wstrzymania pracy kopalni. To rzadki przypadek sporu między państwami UE toczącego się przed TSUE. Rząd PiS sprawę zbagatelizował. Znów uznał, że Czesi zawracają głowę, a każdy sąd przyzna nam rację. Bo w naszym przypadku chodzi o bezpieczeństwo energetyczne kraju, a w ich najwyżej o pył, hałas i brak wody. Trybunał sprawę przyjął do rozpoznania, ale to musi potrwać. Na tym skończyła się druga seria.

Czytaj także: Stawka większa niż Turów. O co się toczy spór z Czechami?

Środek tymczasowy i 500 tys. euro dziennie

Trzecia zaczęła się znów mocnym akordem: Czesi nie wytrzymali i wystąpili do TSUE, by w trybie zabezpieczenia roszczeń natychmiast nakazano PGE wstrzymanie w Turowie wydobycia. Polacy zaprotestowali, tłumacząc, że to niemożliwe, bo taka decyzja pozbawiłaby elektrownię paliwa i prowadziła do jej wyłączenia. Polska straciłaby znaczącego producenta prądu, którego i tak nam coraz bardziej brakuje. A poza tym trudno, by sąd bez rozpoznania sprawy przyznawał rację jednej ze stron.

Tymczasem, ku zdumieniu rządu PiS, wiceprezes Trybunału wydała decyzję o tzw. środku tymczasowym polegającym na wstrzymaniu wydobycia i dała nam miesiąc na jej wykonanie. Polska odmówiła, twierdząc, że to niemożliwe. Czesi zareagowali na to wnioskiem o nałożenie kary w wysokości 5 mln euro dziennie. Do ich pozwu dołączyła Komisja Europejska. Kara wydana w celu przymuszenia Polski do wykonania decyzji została zasądzona. Okazała się znacząco niższa, ale też niemała – 500 tys. euro dziennie.

PiS zapowiedział, że płacić nie będzie. To pierwsza taka odmowa w historii TSUE. Na początku listopada odbyła się rozprawa Polska vs. Republika Czeska w sprawie KBW Turów. Polska ponownie przedstawiła swoje argumenty na temat bezpieczeństwa energetycznego i niemożliwości zamknięcia kopalni. Trybunał wysłuchał – wyrok zapadnie w I kw. 2022 r. To tryb przyspieszony, o jaki wnioskowała Polska. Na tym skończyła się seria trzecia.

Czytaj także: Bogatynia. Wojna polsko-czeska pod biało-czerwonym sztandarem

Tygodnie polsko-czeskich negocjacji

Seria czwarta skoncentrowana była na negocjacjach. Rząd przekonywał, że kary nie będzie płacił, a z Czechami się dogadamy, bo to przecież tylko drobne nieporozumienie. I oni skargę wycofają. Oferowaliśmy inwestycje zabezpieczające o wartości 40–45 mln euro. Premier Morawiecki rozmawiał na ten temat z premierem Babiszem i wyszedł do dziennikarzy, mówiąc, że sprawa została właściwie załatwiona i Czesi skargę wycofają. Tymczasem Babisz oświadczył, że sprawa nie jest załatwiona i oni skargi nie wycofują.

Potem mieliśmy tygodnie polsko-czeskich negocjacji rządowych, z których docierały komunikaty, że wszystko jest uzgodnione i porozumienia można spodziewać się lada chwila. Okazało się, że warunki, jakie stawiali Czesi, były nie do zaakceptowania. Tłumaczono to trwającą u naszych sąsiadów kampanią przedwyborczą, która nie pozwalała na zawieranie kompromisów. Jednak w Czechach rząd się zmienił, Babisza zastąpił Peter Fiala, a stanowisko Pragi nie uległo zmianie. Nic nie wskórała też Moskwa. Mowa oczywiście o Annie Moskwie, która zastąpiła Michała Kurtykę na stanowisku ministra środowiska. Tak skończyła się seria czwarta.

Legislacja wysokiej częstotliwości

I tak dochodzimy do serii piątej, która zaczęła się niezwykle sensacyjnie. Onet podał, że na posiedzeniu rządu miała zostać przyjęta uchwała nakazująca ministrowi aktywów państwowych uregulowanie dotychczasowej kary za niewykonywanie środka tymczasowego. Miało na to pójść 200 mln zł. Uchwałę wypuszczono w ostatniej chwili, a uzgodnienia międzyresortowe zostały przeprowadzone w tempie nieznanym w polskim systemie prawnym. Resorty – jak ustalił Onet – dostały na to... 7 minut.

Okazało się, że dla ministra sprawiedliwości był to wystarczający czas, by sprawę zablokować. W efekcie uchwała o zapłaceniu kary znikła z porządku obrad, a w środku nocy pojawiła się nowa, której sens był taki: po wyroku TSUE lub polubownym załatwieniu sprawy, na które nie tracimy nadziei, rząd zastanowi się: płacić czy nie płacić. Projekt nowej uchwały pojawił się o godz. 23 i na uzgodnienia międzyresortowe dano... 3 minuty. To sprawia, że mamy dziś legislację wysokiej częstotliwości.

Czytaj także: Gubi nas arogancja, która kosztuje 2,3 mln zł dziennie

Kiedy Onet nagłośnił sprawę, rzecznik rządu wszystkiemu zaprzeczył, uznając, że to fake news, bo rząd nigdy płacić nie zamierzał i nie zamierza. Tymczasem do informacji o planach zapłacenia kary własnymi drogami dotarł też branżowy portal Instytutu Jagiellońskiego „Biznes Alert”.

Ziobro zamierza grillować Morawieckiego

Co sprawiło, że doszło do turowskiej nocnej zmiany? To efekt wojny w tzw. Zjednoczonej Prawicy. Solidarna Polska stara się odróżnić od PiS tym, że jest bardziej radykalna. Zwłaszcza w sprawach unijnych – polityki energetyczno-klimatycznej, no i oczywiście uznawania wyroków TSUE. Turów to dla Zbigniewa Ziobry idealny ruszt, na którym zamierza grillować Morawieckiego. Politycy Solidarnej Polski żądają dziś nie tylko, byśmy nie wykonywali decyzji w sprawie Turowa, ale by Polska wyszła z systemu handlu emisjami EU ETS. Sugerują nawet, by pomyśleć już o polexicie.

Turów jest okazją dla Ziobry, by pokazywać, jak nieudolną politykę prowadzi Mateusz Morawiecki. Nie zdołał się dogadać z Czechami, a na ostatnim szczycie w Brukseli poniósł porażkę, nie mogąc przekonać szefów unijnych rządów do zmian w handlu emisjami. Potwierdził tym, że jest miękiszonem. To może pomóc Solidarnej Polsce zbudować sobie wizerunek formacji twardszej i bardziej prawicowej, a w przyszłości – kto wie – może zapewnić niezależny byt na scenie politycznej. Ziobro zyskuje możliwość, by pogrążyć Morawieckiego, w czym kibicuje mu niemałe grono akolitów prezesa Kaczyńskiego. Wygląda na to, że serial jest rozwojowy i czekają nas kolejne emocjonujące sezony. Ale zapłacimy za niego, i to niemało.

Czytaj także: Czy największe śląskie kopalnie podzielą los Turowa?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną