Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Stawka większa niż Turów. O co się toczy spór z Czechami?

Kopalnia węgla brunatnego w Turowie Kopalnia węgla brunatnego w Turowie Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
W sprawie Turowa Polska i Unia stąpają po bardzo kruchym lodzie. Od jego wytrzymałości zależy, czy dekarbonizacja Polski przebiegnie w sposób przyspieszony i chaotyczny, czy też ewolucyjny, uporządkowany i przy akceptacji społecznej.

Na mocy poniedziałkowej decyzji unijnego Trybunału Sprawiedliwości Polska będzie musiała codziennie przelewać na konto Komisji Europejskiej 500 tys. euro kary (ok. 2,3 mln zł). To efekt niestosowania przez Warszawę środka tymczasowego w sprawie polsko-czeskiego sporu o wpływ na środowisko należącej do PGE GiEK kopalni Turów. 21 maja TSUE nakazał wstrzymać wydobycie węgla brunatnego do czasu ostatecznego wyroku. Polski rząd oświadczył, że nie zamknie odkrywki, gdyż zagroziłoby to bezpieczeństwu energetycznemu kraju i bytowi kilkudziesięciu tysięcy osób. Ocenił też, że kara jest nieproporcjonalna do sytuacji, choć nie zadeklarował jednoznacznie, czy będzie ją uiszczać.

Można było działać wcześniej

Już samo dopuszczenie do obecnego etapu sporu o działalność kopalni obciąża polski rząd. Przez wiele miesięcy lekceważył sprzeciw Czechów wobec planów wydłużenia o sześć lat – do 2026 r. – koncesji wydobywczej dla Turowa (ostatecznie doszło do tego w marcu 2020 r.). Aby go ominąć i zarazem znacznie skrócić procedurę, wprowadzono specjalną – nieobowiązującą już – ustawę pozwalającą podjąć decyzję w tej sprawie bez przeprowadzenia oceny oddziaływania kopalni na środowisko.

Czesi uznali, że uniemożliwiło to im wniesienie skutecznego sprzeciwu wobec planów rozbudowy Turowa, dlatego zdecydowali się przenieść spór na poziom międzynarodowy. We wrześniu 2020 r. złożyli skargę do Komisji Europejskiej, która dwa miesiące później uznała, że Polska naruszyła unijne prawo. Otworzyło to Pradze drogę do zaskarżenia w lutym 2021 r. Polski do TSUE.

Był to ostatni moment, w którym Polska powinna była poważnie potraktować obawy Czechów i spróbować załagodzić spór. Tymczasem jeszcze w kwietniu, czyli kilka tygodni przed decyzją TSUE nakazującą prewencyjne zamknięcie kopalni, rząd wydłużył jej koncesję do 2044 r. Pokazuje to, że nie docenił wagi sprawy i jej możliwych konsekwencji.

Co się zdarzyło przed sądem

Warszawa prawidłowo zareagowała dopiero w czerwcu, gdy nakazano jej zamknięcie kopalni. W czerwcu rząd przesłał Trybunałowi wniosek o uchylenie decyzji z 21 maja (według portalu wysokienapiecie.pl liczył 57 stron), zawierający obszerne analizy hydrologiczne i energetyczne wykazujące brak możliwości wyłączenia odkrywki. Orzekając w sprawie kar, Trybunał nie wziął tych argumentów pod uwagę, zdawkowo odpowiadając, że Polska jedynie powtórzyła już zgłaszane stanowisko i nie wykazała „w wystarczający sposób" wpływu zamknięcia kopalni na życie i zdrowie mieszkańców regionu.

Jednocześnie TSUE przychylił się do żądań Czechów na podstawie samego uprawdopodobnienia ich zarzutów. Odmówił też postulowanego przez stronę polską wysłuchania stron i przekazania sprawy wielkiej izbie Trybunału. Według sądu zgromadzony już materiał wystarczy do rozstrzygnięcia sporu.

Zbyt dużym uproszeniem byłoby więc obwiniać Polskę za nieprzekonanie wówczas TSUE do swoich racji. Trybunał, jak każdy sąd, w swoich decyzjach powinien bowiem ważyć interesy stron i brać pod uwagę skutki swoich rozstrzygnięć. Wiele wskazuje, że w polsko-czeskim sporze obu tych rzeczy zabrakło.

Mikrokonflikt, makroskutki

Niezależnie od oceny dotychczasowych działań rządu w sprawie Turowa trzeba zapytać, co dalej. Zamknięcie kopalni wymusiłoby wyłączenie pobliskiej 2-GW elektrowni Turów, odpowiadającej za produkcję ok. 5–7 proc. prądu w Polsce. W całości trafia on do stacji energetycznej Mikułowa, której praca mogłaby zostać poważnie zaburzona. To jeden z najważniejszych takich obiektów w kraju – rozdziela energię z elektrowni do 3,7 mln odbiorców z woj. lubuskiego i dolnośląskiego (m.in. do hut KGHM) oraz obsługuje przesył między Polską, Czechami i Niemcami.

W tej sytuacji wyłączenie kopalni grozi istotnym spadkiem podaży prądu w regionie. Co więcej, Turów odpowiada za dostawy ogrzewania i ciepłej wody użytkowej do ok. 80-proc. odbiorców w Bogatyni, w tym szkół, szpitali czy przedszkoli. Jasne jest, że niezależnie od ostatecznego rachunku wystawionego przez UE Polska nie zdecyduje się zamknąć kopalni.

Warszawa zapewne nie uchyli się od płacenia kar – w przeciwnym razie ich równowartość Bruksela mogłaby potrącić z wypłat z budżetu. Sprowokowałoby to też kolejny spór z Brukselą, na czym Polsce zapewne teraz nie zależy, a przynajmniej nie powinno. O ile bowiem dotychczas kwestia nadrzędności prawa UE nad polskim była podnoszona w kontekście wprowadzanych przez rząd zmian w sądownictwie, o tyle nieuiszczenie kar groziłoby podniesieniem konfliktu do rangi systemowej, odnoszącej się do fundamentów wspólnoty.

Na obecnym etapie rząd ma dwie akceptowalne możliwości działania. Najprostsze wydaje się polubowne zakończenie sporu z Czechami – międzyrządowe rozmowy w tej sprawie trwają od czerwca, ale od kilku tygodni tkwią w martwym punkcie m.in. z powodu rozbieżności co do kwot odszkodowań, które Polska miałaby płacić za przyszłe szkody wyrządzone przez kopalnię po czeskiej stronie. Z tego powodu, zamiast szybkiego finalizowania rozmów, Polska może zdecydować się na drugi scenariusz: płacenie kar za Turów w nadziei na szybkie wydanie przez TSUE korzystnego ostatecznego wyroku (spodziewany jest do wiosny).

Na to, że Warszawa obrała taki kierunek, wskazuje ostatnia konfrontacyjna postawa Polski wobec Pragi. Zarzuca jej celowe opóźnianie rozmów ze względu na zbliżające się w Czechach wybory parlamentarne (8 i 9 października). Nie potwierdzają tego jednak nasze źródła w tym kraju, których zdaniem sprawa Turowa ma głównie wymiar regionalny i nie jest istotnym tematem w kampanii. W ostatnich dniach wpolityce.pl i Wirtualna Polska donosiły o odwołaniu przez Morawieckiego udziału w budapeszteńskim szczycie demograficznym ze względu na obecność premiera Czech Andreja Babisza.

Spór o transformację

W rzeczywistości stawka sporu o Turów jest znacznie większa niż los odkrywki i suma kar za jej niewyłączenie. Zamknięcie kompleksu w Turowie zagroziłoby bytowi 60–80 tys. ludzi. Rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że odkrywka z czasem (najpewniej w latach 30.) i tak będzie musiała zakończyć działalność, a region turoszowski – podobnie jak inne tereny górnicze – odejść od gospodarki opartej na węglu.

Kluczowa gra toczy się o poparcie społeczne dla tego procesu. Już teraz nie brak głosów, że wymierzenie Polsce kary przez TSUE podważa zasadę sprawiedliwej transformacji oraz że jest „zamachem” Brukseli na nasz interes narodowy. To zaś, szczególnie w obliczu szybko rosnących cen prądu i gazu, może skutkować sprzeciwem wobec unijnych ambicji klimatycznych i wzrostem eurosceptycyzmu. Wskazuje na to wydane w reakcji na decyzję TSUE oświadczenie „Solidarności” z KWB Turów, w którym określa ją jako „podważającą sens funkcjonowania Polski w Unii”.

Jeśli ta retoryka się upowszechni – szczególnie w regionach węglowych i wśród klasy politycznej – Polska może być już tylko krok od głośnego nawoływania do polexitu. W sprawie Turowa tak Polska, jak Unia stąpa po bardzo kruchym lodzie. Od jego wytrzymałości zależy, czy dekarbonizacja Polski przebiegnie w sposób przyspieszony i chaotyczny, czy też ewolucyjny, uporządkowany i przy akceptacji społecznej.

Dyplomacja, głupcze

Wiele wskazuje, że wciąż jesteśmy dalej niż bliżej rozstrzygnięcia sprawy Turowa. Już dotychczasowy bieg zdarzeń uwidacznia prawidłowość, którą od zawsze rządzą się stosunki międzynarodowe. O ile w polityce krajowej od silnych argumentów i chłodnego osądu niekiedy skuteczniejszy dla rządzących jest sposób ich komunikacji, o tyle w polityce zagranicznej populizm niemal zawsze przegrywa z twardym realizmem i splotem interesów.

Wszystko wskazuje na to, że takiego realizmu i prawidłowego osądu sytuacji Polsce zabrakło w konflikcie z Czechami. Sam fakt, że na razie Warszawa ponosi sromotne porażki, dobitnie przypomina, że koszty zaniedbywania dyplomacji oraz relacji z Unią i krajami sąsiednimi mogą być znacznie większe niż przejściowe korzyści w kraju.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną