Niech nam zima lekką będzie. Górnicy strajkują, węgla brak, energia coraz droższa
Górnicza Solidarność długo chroniła premiera, głównie dlatego, że na scenie politycznej nie widziała dla siebie lepszej opcji, ponadto słyszała zapewnienia, że węgla mamy na 200 lat i będziemy go kopać na przekór światu. Brzmiało pięknie, ale do czasu, gdy okazało się, że takie cuda można opowiadać tylko w czasie kampanii wyborczej. Dlatego Solidarność uznała, że ochrona ma swoją cenę. I wystawiła rachunek. A ponieważ rząd nie chwycił jak zwykle natychmiast za portfel, ogłoszono strajk.
Czytaj także: „Won ze Śląska!”. Gwiazdkowy prezent od górników dla Morawieckiego
Brak dostaw węgla – dramat dla energetyki
Górnicy z PGG domagają się rekompensaty za przepracowane od września do grudnia weekendy lub wypłaty jednorazowego świadczenia dla załogi. Żądają wzrostu średniego wynagrodzenia brutto do 8200 zł (dziś 7829 zł) i rozmowy na temat wzrostu wynagrodzeń w przyszłym roku. Chcą mówić z rządem o tym, co będzie dalej z Polską Grupą Górniczą. Władza długo zwlekała z rozmowami, stosując swoją sprawdzoną metodę. Odpowiedzialny za górnictwo wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń przeszedł do resortu rozwoju i górnicy długo nie mieli z kim gadać, bo następcy nie można było znaleźć. Kiedy pojawił się wreszcie Piotr Pyzik, też wiele im się nie udało z nim załatwić. Na znak protestu przed świętami blokowali więc przez dobę wysyłkę węgla do elektrowni z kopalni Mysłowice-Wesoła, Piast-Ziemowit, Chwałowice, Jankowice, Marcel, Rydułtowy, Ruda (Bielszowice, Halemba), Sośnica i Staszic-Wujek, a teraz planują powtórkę tej akcji na większą skalę.