Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

„Won ze Śląska!”. Gwiazdkowy prezent od górników dla Morawieckiego

Premier Morawiecki rozmawia z górniczymi związkowcami Premier Morawiecki rozmawia z górniczymi związkowcami Anna Lewańska / Agencja Gazeta
Mateusz Morawiecki naobiecywał hajerom, że ich górniczy stan pod rządami PiS będzie się pławił w maśle jak karnawałowy pączek z różą. Ale czyny premiera nijak nie doganiają jego słów.

Nie do końca mogę się zgodzić z górniczą oceną premiera Mateusza Morawieckiego („Poseł ze Śląska! Oszust z Wrocławia!”). Wrocław to wszak historyczna stolica całego Śląska. W tym, rzecz jasna, Górnego Śląska, na czele którego stoją Katowice. Owszem, prawdą jest, że premier stąd posłuje i że w czasie wyborczym go poniosło. I tak lecąc, naobiecywał hajerom, że ich górniczy stan pod rządami PiS będzie się pławił w maśle jak karnawałowy pączek z różą. I jak to często bywa, lecąc w obietnicach ku górze, gadają szybciej, niż myślą. Tak też było z naszym śląskim posłem – czyny premiera wobec górnictwa nijak nie doganiają jego słów...

Państwo Morawieccy na Śląsku

Poza tym Wrocław to także moje miasto. Nie zasługuje na znak równości między nim a premierem i zarazem katowickim posłem. Tym bardziej że pani premierowa Iwona Morawiecka studzi swój sentyment do Wrocławia – jak ćwierkają wróble, wyprzedaje swoje włości: słynną działkę na Oporowie i mieszkania w mieście. Nie wiadomo, czy państwo Morawieccy całkiem się rozwodzą z Wrocławiem, czy tylko się od niego separują. I czy pan premier wie o poczynaniach swojej połowy – wszak nie tak dawno oświadczył, że majątek żony jest majątkiem żony i nie jest uprawniony do wglądu w nie swoją sprawę. Zwyczajnie nic mu do tego. W każdym razie coś jest na rzeczy...

Dodatkowo gruchnęła wieść, że pierwsza polska elektrownia atomowa, zapowiadana już prawie od pół wieku, powstanie w Lubiatowie-Kopalinie k. Wejherowa. Przypadkowo Morawieccy, jak już zdążono donieść, też mają w tamtych okolicach nieruchomości. Trudno jeszcze powiedzieć, czy bezpośrednio znajdą się „pod atomówką”, czy tylko będą za następne pół wieku podziwiać ją z okien. W każdym razie ziemia pewnie już zaczyna drożeć w tempie atomowym.

Reasumując: porównanie śląskiego posła z wrocławskim oszustem nie do końca górnikom wyszło. Potrzebna jest reasumpcja zdarzeń i nowe, przemyślane okrzyki. Hajerom puściły nerwy, rozumiem, lecz upraszam świątecznie: nie mieszajcie premiera z Wrocławiem.

Czytaj też: Morawieccy – działkowcy Pańscy

Górnicy wchodzą w protesty

To miała być piękna przedświąteczna impreza z okazji ogłoszenia Katowic Europejskim Miastem Nauki 2024. Obecność premiera pełniła funkcję wisienki na torcie zdarzenia. Wprawdzie niewiele się dołożył do tego wielkiego wyróżnienia, ale niech tam. W końcu ten czy inny rząd musi przecież wspierać organizację jednego z najbardziej prestiżowych wydarzeń o charakterze naukowym i technologicznym na świecie. Katowice nie mogą wypaść gorzej niż Barcelona, Kopenhaga, Monachium – kilka poprzednich stolic nauki obdarzonych tym mianem przez organizację EuroScience ze Strasburga.

W tym samym czasie górnicy z Sierpnia ′80 jeszcze okupowali siedzibę Polskiej Grupy Górniczej, największej firmy węglowej w Europie. A związkowcy z czterech innych organizacji (Solidarność, Związek Zawodowy Górników, Związek Kadra i Związek Pracowników Dołowych), żeby nie zostawać w tyle za konkurencją, powołali Komitet Protestacyjno-Strajkowy. Zaczął on z marszu blokować transporty węgla z kopalń do elektrowni. Do blokad przyłączył się Sierpień ′80, żeby też nie zostać w tyle.

Wchodzący w protesty górnicy domagali się wypłaty świadczeń za przepracowane weekendy czterech ostatnich miesięcy – czyli za pracę w soboty i niedziele. Należy przypomnieć, że obowiązkową pracę w te dni zniesiono 41 lat temu, we wrześniowych Porozumieniach Jastrzębskich. Ale kto by po tylu latach pamiętał o takich zapisach. Można powiedzieć, że nastąpiło przedawnienie. Problem nie leży więc w samej pracy w dni wolne, tylko w tym, że górnicy chcą jeszcze za to pieniędzy. A to już jest bezczelność w rzeczy samej.

Dodatkowym postulatem jest wzrost średniego wynagrodzenia brutto w PGG do 8,2 tys. zł (wobec obecnych 7,8 tys. zł). Związkowcy wyliczyli, że za zaległe świadczenia spółka winna im jest 60–70 mln zł. Spory grosz, w sam raz na świąteczne zakupy. Sęk w tym, że będąca na minusie PGG nie ma takich pieniędzy. Dodatkowo trwają procedury tworzenia systemu publicznego wsparcia dla górnictwa – ok. 30 mld zł do 2031 r. – i dalszej jego notyfikacji w Komisji Europejskiej. Strona rządowa uważa, że nie wiadomo skąd wzięte pieniądze mogłyby ten proces zakłócić. Tak to tłumaczono okupującym i protestującym górnikom, ale niewdzięcznicy jakoś nie zrozumieli tych racji. Pieniądze za wykonaną pracę! – krzyczeli.

Czytaj też: Polska węglową potęgą Unii Europejskiej. I basta!

Wina Tuska, Unii, Gazpromu...

Korzystając więc z okazji pobytu premiera w Katowicach, związkowcy chcieli się z nim spotkać i pogadać. Jako szefem rządu i zarazem posłem ich ziemi. Ale premier miał tak napięty program, że nie znalazł chwili na odgórne uspokojenie nastrojów ani na poselskie wysłuchanie wyborców. Górnicy dopadli go w drodze, przed uniwersyteckim Centrum Informacji Naukowej, i zarzucili głupimi pytaniami o drożyznę, szczególnie o ceny gazu i prądu. Premier nie dał się zaskoczyć: za wszystko odpowiada Rosja (Gazprom), Tusk i Unia Europejska.

„Podwyżki gazu – aż dziesięciokrotne przez Gazprom i Rosję – zaczął tłumaczyć Morawiecki. – Czy my jesteśmy temu winni? Nie…”.

Przerwał jeden z górniczych związkowców: „Przecież od kilku lat wszyscy wiemy, co zrobi Rosja”.

Morawiecki kontynuował wypowiedź, ale w tym momencie ja muszę mu przerwać. Jak to jest? – pytam. Jak to jest, że na Rosję nie skarżą się najwięksi europejscy importerzy gazu, z Niemcami włącznie, bo dostają dokładnie tyle, ile zakontraktowali, po cenach przyzwoitych 300–400 dol. za 1 tys. m sześc. Na rynku spotowym w ostatnim czasie to ok. 1500–2000 dol. O ile wiem, Polska nie ma potrzeby nagłego zakupu gazu, a już na pewno nie z Rosji. Wierzę bowiem wrześniowym zapewnieniom wicepremiera i ministra aktywów Jacka Sasina, że Polska uniezależniła się od dostaw gazu z Rosji. Dlaczego nie miałbym wierzyć, niech mi to ktoś powie?

Niedawno PGNiG oświadczyło, że to, co jeszcze u Ruskich kupujemy, dopływa, zgodnie z kontraktem jamalskim, co do metra sześciennego. Zgodnie z obowiązującą do końca 2022 r. umową kupujemy od Gazpromu minimum 8,7 mld m sześc. rocznie. W ubiegłym roku otrzymaliśmy od tegoż Gazpromu dodatkowo 1,5 mld m sześc. gazu z tytułu korekty cen po korzystnym dla nas orzeczeniu trybunału w Sztokholmie. Jakby więc nie patrzeć, Rosja odpowiada za połowę z szacowanego na 20 mld m sześc. polskiego zapotrzebowania na gaz. Jasne? Jasne. Ktoś więc musiał wprowadzić wicepremiera Sasina w błąd w sprawie uniezależnienia od ruskiego surowca. Czyżby sam premier, przełożony? Wszakże wiadomo, gdzie jest najciemniej.

Czytaj też: Dlaczego jesteśmy zakładnikami węgla?

Panie premierze, my mówimy w różnych językach

Ale to tak na marginesie winy Putina, Rosji i Gazpromu za nasze ceny gazu – wracajmy do naszych baranów… Co do cen prądu. „Podwyżki cen ETS [unijny system handlu emisjami] na skutek polityki klimatycznej UE czterokrotnie wzrosły w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy – opowiadał premier. – Uwaga, dziesięciokrotnie w ciągu ostatnich czterech lat! Kto za to odpowiada?” – zapytał sam siebie szef rządu i zaraz odpowiedział: „Odpowiadał za to w 2010 r. Tusk. W 2014 r. Tusk...”.

„A co Polska w tym czasie zrobiła? – przerwał premierowi Rafał Jedwabny, wiceprzewodniczący Komisji Krajowej Sierpnia ′80. – Gdzie pan był, jak w zeszłym roku energetyka, która podlega panu, nie odebrała od górnictwa, które podlega panu, milionów ton węgla z polskich kopalń, a brała węgiel rosyjski? Wtedy ostrzegaliśmy, że Rosjanie dotowanym węglem będą niszczyć naszą energetykę i górnictwo. Nie zrobiliście nic!” – mówił związkowiec.

„Gdzie pan był, kiedy pana prezesi z energetyki brali rosyjski węgiel, który niejednokrotnie był droższy od naszego? Nasze kopalnie zeszły z wydobyciem. Mówiliśmy, że Rosjanie w pewnym momencie wycofają węgiel i podrożeje gaz. Niech nam pan powie, gdzie pan wtedy był?” – znowu padło to natrętne pytanie.

No i Morawiecki odpowiedział: „Jako pierwszy rząd rozpoczęliśmy budowę Baltic Pipe, czyli rury, która pozwoli…” – w tym momencie grupa górników bezczelnie zagłuszyła wypowiedź premiera. Ale to polityk nieprzypadkowy, nie wypadł sroce spod ogona: „Nie chcecie tego słyszeć, ale ja jednak to powiem”. I powiedział, że Polska buduje Baltic Pipe i rozbudowuje terminal LNG w Świnoujściu.

Mój wtręt: decyzja o budowie portu dla LNG zapadła w 2006 r., za premiera Kazimierza Marcinkiewicza, a potem z determinacją budowę kontynuowały rządy PO-PSL – terminal był gotowy w 2015 r.

„Panie premierze, my się chyba nie rozumiemy, w różnych językach rozmawiamy” – związkowiec Jedwabny nie dawał za wygraną, ale nie udało mu się zbić Morawieckiego z pantałyku: „Na koniec chcę powiedzieć jedną rzecz. Cieszę się, że w województwie śląskim jest drugi co do poziomu wskaźnik bezrobocia w Polsce…”.

Czytaj też: Morawiecki na wojnie z ETS. Droga energia to wina... Tuska

Śląsk żegna Morawieckiego

I na tym premier postanowił przerwać tę jałową wymianę zdań. Odchodzącego szefa rządu ścigały pytania o elektrownię w Ostrołęce. Dobrze, że odszedł, bo co by miał nieborak powiedzieć górnikom domagającym się 70 mln zł zaległych wypłat, kamratom zaniepokojonym drożyzną? Że w błoto poszły 2 mld zł?! Nie do polskiego premiera z takimi pierdołami, szczególnie w tak uroczystym dla Katowic dniu, no i w przedświątecznej atmosferze.

Niestety, waszego premiera, a mojego posła zaczęło ścigać bezczelne, urągające głowie państwa skandowanie: „Poseł ze Śląska! Oszust z Wrocławia!”. Oraz: „Won ze Śląska!”. I tak leciało i leciało przez miasto, a nieprzychylne Morawieckiemu echo szybko rozniosło okrzyki po Śląsku i całym kraju. Wydaje się stosowne, żeby w najbliższym czasie władze wojewódzkie, też z PiS, przeprosiły Mateusza Morawieckiego – jeżeli poczuł się urażony, rzecz jasna, bo może jest ponadto.

Po tych ulicznych rozmowach z premierem górnicy zakończyli okupację siedziby PGG i znieśli blokadę węgla do elektrowni. We wtorek, po świętach, mają spotkać się z Piotrem Pyzikiem, wiceministrem aktywów państwowych odpowiedzialnym za górnictwo. Jeżeli rozmowy zakończą się fiaskiem, to 3–4 stycznia 2022 r. wznowiona zostanie akcja protestacyjna.

Wszystkim – i górnikom, i związkowcom, i premierowi – świąteczne serdeczności. Niech im się darzy. Kiedy zwierzęta zaczynają mówić zrozumiałym językiem, to może i oni się dogadają.

Czytaj też: Hospicjum dla węgla, czyli plan Sasina na polską energetykę

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną