Społeczeństwo

Morawieccy – działkowcy Pańscy. Kombinowali, „żeby sam diabeł się nie rozeznał”?

Mateusz Morawiecki razem z żoną Iwoną Morawiecką Mateusz Morawiecki razem z żoną Iwoną Morawiecką Adam Stępień / Agencja Gazeta
Sprawa streszcza się w słowach: „kupił za 700 tys. i sprzedał za 15 mln”. A w takich sytuacjach nie mówi się „poczekajmy na wyrok sądu”, lecz: „wytłumacz się, bo jeśli nie, to uznamy, że nie masz nic na swoje usprawiedliwienie”.

Żona premiera Mateusza Morawieckiego Iwona Morawiecka sprzedała w sierpniu 2021 r. za 14,9 mln zł działkę (ok. 15 ha w dzielnicy Oporów we Wrocławiu – w miejscu planowanego już wtedy przebiegu trasy szybkiego ruchu), zakupioną w 2002 r. przez Morawieckich od Kościoła za kwotę 700 tys. zł. W wyniku podziału majątku od grudnia 2013 r. wyłączną właścicielką działki jest Iwona Morawiecka. Sprawa tak naprawdę dotyczy jednakże nie jej, lecz osoby publicznej, którą jest jej mąż.

Przekazywanie majątku współmałżonkom, z którymi nie ma się wspólnoty majątkowej, jest powszechnym procederem służącym ukrywaniu przez osoby prowadzące wątpliwe interesy swoich prawdziwych zysków i majątków, zwłaszcza gdy osoby te zaczynają pełnić funkcje publiczne ograniczające możliwości prowadzenia działalności biznesowej. Osoby pragnące cieszyć się zaufaniem publicznym nigdy nie powinny niczego podobnego robić, a jeśli robią, to nie mogą domagać się ani zaufania, ani nawet szacunku. „Przepisywanie na żonę” i inne „podziały majątku” mają w sobie tyle wiarygodności, co przebranie wilka w domu babci.

Interesy żony to interesy premiera

W kontekście niedawnego odrzucenia przez PiS postulatu, aby majątki rodzin dygnitarzy państwowych były przedmiotem jawnych oświadczeń majątkowych, interesy żony premiera tym bardziej jawią się jako interesy premiera po prostu. I tylko tak powinny być traktowane. Udział pani Morawieckiej w kombinacjach jej męża jest nieistotny, gdyż jest ona osobą prywatną. Wszystko, co czyni, idzie na konto męża-premiera, z którym jest w porozumieniu. Wynika to zresztą z oświadczeń samego Morawieckiego, który, przyparty do muru, twierdzi, że wszystkie transakcje opiewały na kwoty zgodne z cenami rynkowymi.

Reklama