Z tego była dumna nie tylko bydgoska Pesa. Kontrakt na dostawę 120 tramwajów do Moskwy, zawarty w 2013 r., a zatem krótko przed pierwszą rosyjską agresją na Ukrainie, wpisywał się w szalone wówczas tempo rozwoju polskiego producenta taboru szynowego. Plany firmy, uważanej wtedy za jedną z pereł naszej gospodarki, były wyjątkowo ambitne. Pesa chciała na rosyjskim rynku stworzyć joint-venture z lokalnym partnerem i liczyła, że imponujące zamówienie jest początkiem jej ekspansji na Wschodzie. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Rosjanie odebrali 60 tramwajów, a potem kontrakt został zawieszony. Oficjalnie z powodu osłabienia rubla po zajęciu przez Rosję Krymu i rozpoczęciu wojny w Donbasie. Nieoficjalnie z powodów politycznych. Po długich negocjacjach Pesie udało się jeszcze dostarczyć 10 sztuk, ale reszta nigdy nie dojechała do Moskwy. W kolejnych przetargach organizowanych przez rosyjskie miasta Polacy nie mieli już żadnych szans. Rosyjskie kłopoty nie były głównym powodem zapaści Pesy, która w 2017 r. stanęła na krawędzi bankructwa, ale na pewno się do niej przyczyniły.
Akcje LPP w dół
Dużo lepiej – przynajmniej do czwartku – wyglądały perspektywy rosyjskie naszej branży odzieżowej i obuwniczej. Dla LPP tamtejszy rynek to ok. 20 proc. obrotów, a dokładnie rok temu polski potentat chwalił się otwarciem nowego magazynu w Moskwie. Przeznaczenie: obsługa lokalnego sklepu internetowego, działającego obok ponad 400 punktów stacjonarnych w Rosji i Kazachstanie.