Inflacja rośnie, stopy w górę, konflikt z UE trwa. Co dalej z polską gospodarką?
…od tego, kiedy i jak skończy się wojna
To najważniejsze i najtrudniejsze z pytań. Każdy kolejny dzień wojny to koszmar dla milionów mieszkańców Ukrainy narażonych na utratę życia, zdrowia i dobytku. W porównaniu do tego niedogodności, jakie spotykają Europejczyków – niepewność, wyższe ceny, organizacja wsparcia dla uchodźców – są niepoważnie małe. Nie oznacza to, że nie możemy i nie powinniśmy myśleć o ekonomicznych skutkach konfliktu i próbować się do nich przygotować.
Czytaj także: Inflacja w dół? Jest źle, będzie jeszcze drożej
Im dłużej trwa wojna, tym gorsze perspektywy dla światowej gospodarki, a także dla inflacji. Konflikt zbrojny oznacza wyłączenie części ukraińskiego przemysłu i rolnictwa oraz odłączenie Rosji i Białorusi od normalnych relacji handlowych z Zachodem. To zaś przekłada się na zerwanie łańcuchów dostaw, niedobory surowców (w tym rolniczych) i półproduktów, utratę rynków zbytu, a w efekcie mniejszą produkcję europejskich, a więc i polskich przedsiębiorstw. Konsekwencją takiego scenariusza jest spowolnienie gospodarcze (a nawet przybliżające się prawdopodobieństwo recesji), mniejsze inwestycje, wolniejszy wzrost zatrudnienia i płac… I oczywiście zmora ostatnich kilku kwartałów, czyli inflacja.
Wpływ wojny na inflację w Polsce odbywa się trzema głównymi kanałami: po pierwsze, wyższe koszty paliw (w marcu aż o jedną trzecią niż przed rokiem), po drugie, wyższe ceny żywności, bo nawet jeśli bezpośrednio ze wschodu nie importowaliśmy jej dużo, to