Samoloty co prawda mają latać bez ograniczeń z polskich lotnisk (dzięki zawieszeniu broni między przedstawicielami warszawskich kontrolerów lotów a zarządem Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej). Niestety, dużo mniejsze jest medialne zainteresowanie innym protestem, który od kilkunastu dni utrudnia życie pasażerom kolei w wielu częściach kraju. Związkowcy z Polregio, największego pasażerskiego przewoźnika w kraju, żądają przynajmniej 700 zł podwyżki, tymczasem zarząd firmy oferuje tylko 400. Formalnie strajk w Polregio ma się rozpocząć 16 maja – wówczas staną prawdopodobnie wszystkie lub prawie wszystkie pociągi uruchamiane przez spółkę. A jest ich ponad 1,8 tys. dziennie. Polregio to jedyny lub jeden z dwóch kluczowych przewoźników regionalnych w każdym województwie z wyjątkiem Mazowsza. I nawet w tym regionie jeździ, obsługując połączenia InterRegio między stolicą a Łodzią.
Maszyniści na zwolnieniach
Aby skłonić zarząd firmy do ustępstw, od kilkunastu dni maszyniści częściej niż zwykle idą na zwolnienia i nie chcą nadgodzin. W efekcie codziennie odwołanych jest 100–200 połączeń obsługiwanych przez Polregio. Za część z nich uruchamiane są autobusy, które jadą wolniej niż pociągi. A niektóre kursy nie są nawet zastąpione przez komunikację autobusową i pasażerowie muszą szukać innych połączeń, nierzadko czekając długo na peronach. W wielu częściach Polski bowiem i bez strajku rozkłady jazdy są bardzo ubogie. Maszyniści Polregio stosują tę samą taktykę negocjacyjną co niedawno kontrolerzy lotów, którzy również nadmiarową absencją powodowali spore utrudnienia i opóźnienia na lotniskach.
Czytaj także: Tory, po których nikt nie jeździ
Władze Polregio tłumaczą, że w firmie nie pieniędzy, by spełnić postulaty związkowców. Proszą o pomoc samorządy wojewódzkie, które finansują spółkę, zamawiając w niej połączenia kolejowe. Na razie bez efektu, bo samorządowcy od dawna uważają, że Polregio żąda za wysokich dotacji w porównaniu do jakości swoich usług. Podobnie jak w przypadku kontrolerów lotów rządzący politycy, z ministrem infrastruktury na czele, na razie ignorują protest. Pewnie zainteresują się nim jak sporem lotniczym w ostatniej chwili, gdy realna stanie się wizja paraliżu kolei. Równolegle trwają negocjacje płacowe w państwowym PKP Cargo, czyli najważniejszym przewoźniku towarowym w Polsce. Tam też związkowcy grożą strajkiem, bo jedyne, co udało się podpisać, to protokół rozbieżności.
Podróżni na peronach
O ile wizja paraliżu nieba działa mocno na wyobraźnię, o tyle utrudnienia na torach nie robią takiego wrażenia. Niesłusznie, bo samolotem większość Polaków lata najwyżej kilka razy w roku, i to często w celach turystycznych. Tymczasem kolej to metoda codziennego dojazdu do pracy czy szkoły, a dzięki dużym środkom unijnym w ostatnich latach udało się wznowić ruch na niektórych lokalnych trasach, kupić nowe składy, skrócić czas przejazdu, a nawet uruchomić więcej pociągów. Tymczasem dziś pasażerowie Polregio zmuszeni są codziennie sprawdzać listę odwołanych połączeń w swoim regionie i szukać alternatywnych metod podróży. W ten sposób łatwo stracić tych, którzy wciąż są wierni kolei albo po prostu chcą oszczędzić, rezygnując z wyjątkowo drogiej jazdy samochodem.
Czytaj także: „Ja tu tylko bilety sprzedaję!”. Z życia pasażera w Polsce
Chaos w połączeniach regionalnych
Strajk w Polregio to także kolejny dowód na to, że system obsługi regionalnych połączeń w Polsce jest wyjątkowo chaotyczny. Część województw utworzyła własne spółki przewozowe, jak Koleje Mazowieckie, Dolnośląskie, Śląskie, Wielkopolskie czy Łódzka Kolej Aglomeracyjna. One są oczkiem w głowie marszałków, więc tam groźby strajków nie ma. Tymczasem Polregio (dawniej pod nazwą Przewozy Regionalne) na podobne wsparcie liczyć nie może, bo marszałkowie narzekają, że nie wiedzą, na co idą ich pieniądze.
Polregio należy częściowo do województw, a częściowo do państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu. Nadmiar właścicieli spółce nie służy, a jeśli zostanie sparaliżowana przez strajk, kolejne regiony założą pewnie własnych przewoźników. Zastanawiają się nad tym ponoć Pomorskie i Kujawsko-Pomorskie. Kolejarze zarabiają nieporównanie mniej od kontrolerów ruchu lotniczego. Jednak i oni mogą sparaliżować Polskę, jeśli tylko pokażą swoją jedność. Wspólna akcja Polregio i PKP Cargo na pewno zmusiłaby rząd do działania.
Czytaj także: Jak z pomocą uchodźcom radzą sobie polskie koleje?